ROZMOWA Z Kacprem Borowskim, zawodnikiem TBV Startu Lublin
- Jak przebiega aklimatyzacja w nowym klubie?
– Bardzo dobrze. Znałem już wcześniej niektórych zawodników. Marcina Dutkiewicza ze Słupska i Michaela Gospodarka z Turowa. Wszyscy przyjęli mnie jednak bardzo ciepło. Uważam, że jesteśmy dobrze przygotowani na ligę. Na początku lipca można było powiedzieć, że nie jesteśmy jeszcze do końca zgrani. Teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej. Wygraliśmy cztery ostatnie turnieje i w sezon wejdziemy w optymalnej formie.
- Z jakimi nadziejami przychodzisz do zespołu TBV Startu?
– Jeżeli chodzi o indywidualne cele, to na pewno chcę się jak najbardziej rozwinąć jako zawodnik. A drużynowo, wiadomo, że liczymy na awans do najlepszej ósemki.
- Pewnie miałeś więcej propozycji. Czym tak naprawdę przekonał cię klub z Lublina?
– Na pewno chodziło o kwestię mojego rozwoju, bo trener David Dedek jest znany z tego, że lubi pracować z zawodnikami. Długo rozmawialiśmy ze szkoleniowcem zanim podpisałem umowę. Nasz wspólny cel będzie taki, żebym został jedną z najlepszych czwórek w Polsce. To mnie najbardziej przekonało do tego, żeby tutaj przyjść. Wiadomo, że w codziennym życiu Lublin jest też dużo lepszym miejscem, niż taki Zgorzelec. To bardzo małe miasteczko i nawet, żeby coś załatwić trzeba było jechać kawał drogi.
- Poznałeś już miasto?
– Parę miejsc zdążyłem zobaczyć. Przede wszystkim Plac Litewski i Stare Miasto. Wszystko mi się do tej pory podoba, naprawdę nie ma na co narzekać. W Lublinie jest zupełnie inaczej, niż w Zgorzelcu. Cieszę się, że macie tak dużo restauracji, bo lubię dobrze zjeść (śmiech).
- A jeżeli chodzi o drużynę? Ostatnio TBV Start był o krok od fazy play-off...
– Dlatego plan jest taki, żeby teraz znaleźć się w gronie ośmiu, najlepszych zespołow. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Na razie nie ma jednak sensu obiecywać, że zajmiemy to miejsce, albo tamto. Wszystko wyjdzie w praniu.
- Po serii zwycięstw w meczach kontrolnych u kibiców rośnie optymizm przed sezonem...
– Mamy niezłą serię. Trzeba będzie to podtrzymać w lidze. Jak tylko się da. Wiadomo, że zawsze może się zdarzyć jakaś słabsza dyspozycja. Dlatego nawet podczas gorszego dnia trzeba dać z siebie wszystko.
- Chyba szkoda tego co stało się z Turowem Zgorzelec?
– Co mogę powiedzieć. Na pewno szkoda, że tak utytułowany klub znika z koszykarskiej mapy. Sporo ludzi na tym ucierpiało. Nie tylko kibice. Z tego co słyszałem to nawet 80 osób, w tym: trenerzy, zawodnicy, czy agenci.
- Gdyby nie te kłopoty w Zgorzelcu, to pewnie w ogóle nie byłoby tematu twoich przenosin do TBV Startu?
– Niekoniecznie. Spędziłem tam dwa lata i szczerze mówiąc odczuwałem już potrzebę zmiany otoczenia. Stało się, jak się stało, a ja wylądowałem w Lublinie. I jestem z tego faktu zadowolony.