Rozmowa z Romanem Szymańskim, środkowym Polskiego Cukru Pszczółka Start Lublin
- Jak oceni pan piątkowy mecz z Astorią Bydgoszcz, który wygraliście po dogrywce 101:97?
– Szkoda, że musieliśmy walczyć w dodatkowym czasie gry. Kosztowało nas to sporo sił, ale w takich momentach tworzy się charakter drużyny. Na pewno był to brzydki mecz, ale takie też trzeba wygrywać. Sezon jest długi, więc te punkty mogą się okazać bardzo cenne.
- Wydaje się, że najlepszą dyspozycję zostawiliście właśnie na dogrywkę...
– Tak. Graliśmy wówczas z dużą pewnością siebie, a rzuty nam wpadały. Naprawdę świetnie rozegraliśmy ten fragment spotkania. Mocno nam pomogła również lubelska publiczność. Mam nadzieję jednak, że w kolejnych meczach unikniemy już takich nerwów.
- W pierwszym meczu tego sezonu rzuciło się w oczy, że dużo było gry w strefę podkoszową. Poza tym już szybko otworzyliście praktycznie wszystkich graczy, bo w pierwszej kwarcie punktowało po waszej stronie aż 7 zawodników.
– W ataku nie czuliśmy problemów. Te pojawiały się w obronie, gdzie przegrywaliśmy pojedynki jeden na jeden. Brakowało w naszej grze rzutów za trzy. W zamian jednak każdy nasz wjazd pod kosz kończył się punktami. Czasami nie ma sensu szukać rzutów z dystansu, skoro pod koszem są otwarte pozycje. Na każdej pozycji mieliśmy przewagę fizyczności i mogliśmy swobodnie grać tyłem do kosza. Aby jednak rywalizować z silniejszymi ekipami, potrzebujemy większego balansu.
- Na ile w tym meczu zaprezentowaliście, to co pragnie trener Artur Gronek?
– Trener powiedział, że jego założenia dopiero będą wdrażane. Na razie skupialiśmy się przede wszystkim na zwycięstwie w meczu z Astorią. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie ono ważne zarówno dla drużyny, jak i kibiców. Myślę, że w tym spotkaniu nasi fani zobaczyli, że stworzono fajną drużynę, na którą warto przychodzić do hali Globus.