(ARCHIWUM)
ROZMOWA Z Tomaszem Celejem, koszykarzem Wikany-Startu Lublin
– Nie, bo przez ponad miesiąc ćwiczyłem indywidualnie. Jestem profesjonalistą i, jeżeli podjąłem decyzję o powrocie do koszykówki, to chcę prezentować się na boisku jak najlepiej. Trenujemy dwa razy dziennie i musze przyznać, że ten zespół wygląda całkiem dobrze. W ekipie nie ma żadnych urazów. Zdarzają się przeciążenia, ale to są błahostki.
• Błahostką nie jest już przeprowadzka do hali Globus. To dobre rozwiązanie?
– Hala Globus jest jak każda inna. Na każdym obiekcie piłka jest okrągła i są dwa kosze, do których trzeba trafić. Dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia, bo przez dwa miesiące zdążymy przyzwyczaić się do nowych warunków.
• Czy chciałby pan wrócić jeszcze do hali MOSiR?
– Jest mi to zupełnie obojętne. Hala MOSiR ma dla mnie jedynie znaczenie sentymentalne.
• Co zmieniło się od pana poprzedniej przygody ze Startem Lublin?
– Przede wszystkim prezes. Z Arkadiuszem Pelczarem znam się od dwudziestu lat i wiem, że zna się na rzeczy. Był dobrym zawodnikiem, pracował jako trener i wie, w jaki sposób dotrzeć do ludzi. Widać, że ma plan na działanie spółki. Zespół również jest mądrze budowany, bo połączono rutynę z młodością. Jestem przekonany, że Dominik Derwisz wprowadzi młodzież do gry i za kilka lat, to oni będą stanowić o sile Wikany-Startu.
• Nie jest wykluczone, że w nadchodzącym sezonie, to właśnie młody Michael Gospodarek będzie dyrygował zespołem Wikany-Startu...
– Spokojnie, zanim on będzie prowadził grę Startu, to musi jeszcze dużo wody upłynąć w Czechówce. Na pozycji rozgrywającego jest przecież Michał Sikora i Łukasz Szczypka. Przypuszczam, że Gospodarek będzie wchodził na kilkanaście minut. Przeskok z drugiej ligi do pierwszej jest dość znaczący, więc Gospodarek pewnie będzie potrzebował nieco czasu, aby przystosować się do nowych warunków. Ale jeśli na treningach będzie ogrywał Michała czy Łukasza, to nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby został pierwszym rozgrywającym Wikany-Startu.
• Do drużyny dołączył Andrzej Misiewicz, który ma zapewnić spokój w strefie podkoszowej...
– Ale on nie ma jakiegoś wybitnego wzrostu, więc nie poradzi sobie bez pomocy Przemysława Łuszczewskiego czy Pawła Kowalskiego. Widać po Misiewiczu, że jest silnym zawodnikiem, którego piłka szuka pod koszem. Poza tym ma duże doświadczenie z parkietów ekstraklasy i pierwszej ligi. Jednak tylko gra zespołowa, może przynieść nam zwycięstwa.
• Po co wam Bartosz Ciechociński? Na jego pozycji wyglądacie przecież dość solidnie.
– To melodia przyszłości. Uważam, ze warto dać Bartkowi szansę rozwoju. Kiedy przychodziłem do AZS Lublin, to również przez dwa lata siedziałem na ławce rezerwowych. W zespole byli wówczas Paweł Hołota i Dominik Derwisz. Aby ich wygryźć ze składu, musiałem trenować dwa razy mocniej. Systematycznie zmniejszałem dystans dzielący mnie do nich, aż w końcu wskoczyłem do pierwszej piątki. Bartek musi przyjąć podobną drogę.