ROZMOWA z Marcinem Kurowskim, trenerem piłkarzy ręcznych Azotów Puławy
- Wygrywając w ładnym stylu z Górnikiem Zabrze 34:26 złamaliście puławską tradycję...
– Wiem o co panu chodzi… (śmiech). Zazwyczaj bywało tak, że mecze po zgrupowaniach dla potrzeb reprezentacji szły nam jak po grudzie. Męczyliśmy się okrutnie i często kończyły się naszymi porażkami. Nie zamierzam ukrywać, że obawiałem się spotkania z Górnikiem. Powodem była przerwa na kadrę, dodatkowe kontuzje reprezentantów: Przemka Krajewskiego oraz Czechów Jana Sobola i Leosa Petrovskiego. No i najważniejsze, do Puław przyjeżdżał nie kto inny, jak sam Ryszard Skutnik, twórca dwóch brązowych medali dla naszego klubu. Spodziewaliśmy się jakiejś nieprzyjemnej niespodzianki.
- I nawet gdyby tak była, z pewnością byście sobie z nią poradzili. Pokazaliście bowiem górnikom miejsce w szeregu…
– Zespół pokazał się z bardzo dobrej strony, rozegraliśmy fajne zawody. Można powiedzieć, choć bardzo nie lubię takiego określenia, już w pierwszej połowie mecz był rozstrzygnięty.
- Wypadło panu z kadry kilku kluczowych zawodników, reprezentantów Polski i Czech. Poza wspomnianą już przez pana trójką graczy kontuzjowani są nadal Piotr Masłowski i Robert Orzechowski. A mimo to w dalszym ciągu jesteście mocni. Trudno nie zgodzić się z wypowiedzią trenera Ryszarda Skutnika, że w obecnym sezonie Azoty to już kompletna drużyna. Co pan na to?
– Taka opinia bardzo mnie cieszy. Jako szkoleniowcowi wypada się tylko cieszyć z takiego stanu rzeczy. Absencja podstawowych, tak ich określmy, zawodników jest dużą szansą dla zmienników. To z kolei już na treningach jest okazją do zdrowej rywalizacji, a ta znajduje przełożenie w meczach o punkty. Drużyna nie traci na wartości w momencie wejścia na parkiet graczy z ławki.
- Przed wami bardzo ciężkie dwa tygodnie. Najpierw środowe spotkanie w Legionowie, następnie pierwszy mecz trzeciej rundy Pucharu EHF w Puławach z Benficą, później starcie na szczycie z mistrzem Polski Vive Tauronem Kielce i na koniec rewanż w Portugalii. Sporo wyzwań?
– W Legionowie nie będzie łatwo. Mam nadzieję, że pojadą też ci, którzy nie grali z Górnikiem. Poważnym wyzwaniem będzie konfrontacja z zespołem z Lizbony. Oglądałem ostatnio kilka spotkań ligowych tego zespołu. To bardzo dobrze wyszkolona drużyna. Jej zawodnicy wygrywają dużo pojedynków jeden na jeden. Polskie zespoły nie są przygotowane pod takich przeciwników, dlatego będziemy musieli zwrócić szczególną uwagę na ten element.
- Jesteście w mało komfortowej sytuacji, gdyż pierwsze spotkanie zagracie na własnym parkiecie?
– W europejskich pucharach zawsze lepiej jest grać rewanż przed własnymi kibicami. Jeśli jednak myślimy o awansie do fazy grupowej, musimy zagrać dwa dobre mecze. I do takiego zadania będziemy przygotowywać się w bieżącym tygodniu.