Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Sport

11 sierpnia 2020 r.
12:29

Moje podium – Cezary Samczuk

0 0 A A
(fot. Archiwum Cezarego Samczuka)

„Moje podium” to cykl reportaży o ludziach sportu, którzy kiedykolwiek w swojej karierze zdobywali medale i stawali na podium. Bohaterami są nie tylko sami sportowcy, ale także trenerzy, szkoleniowcy, działacze – ci wszyscy, którzy mieli swój udział w zdobywanym medalu. To przecież także ich zasługa.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Te reportaże to opowieści nie tylko o nich, to również dokument czasów, w których trenowali, brali udział w zawodach. Ich bohaterami są sportowcy w rożnych wieku i różnych dyscyplin. Często już zapominani, ale łączy ich jedno – znają nie tylko smak zwycięstwa, ale i gorycz porażki. Skupmy się jednak na tym pierwszym. Zapraszamy na sportową podróż w przeszłość.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Chciał być pływakiem, został dziennikarzem

Do wody ciągnęło go od dziecka. Kiedy miał sześć lat, pojechał z rodzicami nad Piaseczno. Pływać nauczył się sam. Spróbował położyć się na wodzie i mocno się zdziwił, gdy woda go uniosła. Woda też się zdziwiła, że zaczął płynąć. Ale na prawdziwą naukę pływania rodzice zapisali go dopiero za rok, gdy otwarto pierwszy w Lublinie kryty basen, popularnie nazywany „wostiwem”. Najpierw zawoziła go mama, a gdy był starszy, chodził na basen sam lub z kolegami. Zimowe powroty na piechotę nie wyszły mu na dobre. Okazało się, że nabawił się zatok i z pływaniem trzeba było się pożegnać na dłużej. 

- Pod koniec podstawówki zapisałem się na kurs młodszego ratownika. Wymogiem było chyba  ukończenie 14 lat. Marzyłem o czapeczce z emblematem WOPR i własnej pieczątce. Kurs prowadził na pozór groźny, ale jak się potem okazało, wspaniały człowiek - Czesław Jedliński Na egzaminie najbardziej bałem się chwytów ratowniczych. Zaliczyłem, ale przy okazji wypiłem litry basenowej wody.

Pierwsze wakacje mógł spędzić nad wodą jako młodszy ratownik. - W wieku 15-16 lat nie było mowy o samodzielnej pracy, ale sam fakt pomagania doświadczonym ratownikom, to było wyróżnienie – mówi. Potem, jako osiemnastolatek ukończył kurs ratownika wodnego i każde wakacje spędzał pracując nad wodą.

- Dla młodego chłopaka była to ogromna frajda. Częściej jako ratownik jeździłem na kolonie i obozy. Miałem zakwaterowanie, zapewnione wyżywienie, do tego poznawałem mnóstwo ludzi, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj. Na jednym z takich kolonijnych wyjazdów spotkałem Jacka Filanowskiego. Jest moim serdecznym przyjacielem do dziś.

Respekt do wody

Mimo, że w wodzie czuje się doskonale, podchodzi do niej z respektem.

- Jako 14-latek byłem z rodzicami w Bułgarii. Pewnego dnia wypłynąłem poza boje. Tak sobie spokojnie płynąłem, fale mnie unosiły… W pewnym momencie odwróciłem się i zamarłem. Nie było widać brzegu. Ogarnęła mnie panika. Po kilku chwilach  udało mi się opanować emocje. Położyłem się na plecy i dopłynąłem do brzegu. To mnie nauczyło pokory. Od tego czasu, kiedy nie muszę, staram się nie tracić w wodzie gruntu pod nogami.

Powrót na basen

Do sportowego pływania wrócił w klasie maturalnej w „Zamoju”. Jako wolontariusz pomagał przy nauce pływania dla dzieci, którą prowadziła sekcja Lublinianki.  Nawet w najśmielszych myślach nie przypuszczał wtedy, że pływanie wciągnie go na wiele lat,  a życie skupi się wokół treningów, zgrupowań, obozów. I że jako trener będzie przeżywał radość z medali swoich podopiecznych, ale także zasmakuje goryczy porażki.

Po maturze zaczął studiować ekonomię na UMCS, ale nadal społecznie „bawił się” w pływanie. Jesienią 1981 roku dostał „ćwiartkę” etatu w Lubliniance.

- Praca w wojskowym klubie miała ważny atut; po studiach, zamiast iść na rok w kamasze,  można było tutaj odrobić wojsko – opowiada C. Samczuk. – Wojsko się o  mnie na szczęście nie upomniało. Jednak praca w sekcji tak mi się spodobała, że na pływalni zostałem na dłużej, najpierw pracując w szkółkach pływackich, potem z klasami sportowymi.

W 1984 roku młody magister ekonomii, a wtedy jeszcze  instruktor pływania Cezary Samczuk dostał czwartą klasę pływacką. Był w niej m.in. Marek Żuber, Mariusz Siembida i Michał Cięszczyk.

- O dziwo, klasa pływacka nie powstała w sąsiadującej z pływalnią SP 20 (nie zgodził się jej dyrektor), ale w „trzynastce” na Narutowicza. Tam też uczyli się moi pływacy. Wśród nich od początku wyróżniał się Mariusz. Już wtedy widać było, że ma duży potencjał i zajdzie daleko Założyłem się o to nawet z ówczesnym szefem Lublinianki – płk. Józefem Wiśniewskim. Po latach okazało się, że miałem rację. Ale o co założyliśmy się?

Naprawdę nie pamiętam.

Pływanie, ekonomia czy pisanie?

To był prawdziwy dylemat pana Cezarego. Z jednej strony ukończył ekonomię, został na uczelni i zaczął pisać pracę doktorską (o handlu zagranicznym Japonii). Z  drugiej miał etat w Lubliniance. Musiał się na coś zdecydować.

- Pływanie początkowo traktowałem jako coś dodatkowego. Widziałem siebie raczej na uczelni.  I właśnie wtedy pojawił się w moim życiu epizod z dziennikarstwem.

Było to tak: na zajęcia, które prowadził pan Cezary przychodziły dzieci dwóch dziennikarzy Kuriera Lubelskiego – Zbigniewa Halczuka i Cezarego Mikulskiego. Ten pierwszy zaproponował mu napisanie tekstu o nauce pływania.

- Tekst się ukazał w gazecie, potem napisałem kolejny i tak się zaczęła moja przygoda z dziennikarstwem. Podczas wakacji pracowałem w redakcji w dziale łączności z czytelnikami i przez miesiąc zarobiłem dwa razy tyle, co mój ojciec jako nauczyciel.

W 1990 roku trzeba było jednak podjąć decyzję. Postanowił odejść z uczelni i ukończyć podyplomowe studia trenerskie. Na wiele lat związał się z sekcją pływacką Lublinianki oraz redakcją  najpierw gazety „Dzień”, a potem „Dziennika Wschodniego”.

Mistrz Mariusz

Mariusz Siembida od początku był „materiałem” na mistrza. Pierwszy medal mistrzostw Polski zdobył w marcu 1988 roku w kategorii 13-latków, a już latem był mistrzem kraju. Trzy lata później w Puławach ustanowił pierwszy rekord kraju 16-latków na 200 m grzbietem. A potem bił już regularnie rekord za rekordem.

W tym czasie sukcesy odnosili też inni podopieczni. Np. na mistrzostwach Polski 15-latków w Szczecinie Mariusz Siembida i Rafał Wójcicki trzykrotnie stawali na najwyższym podium, a Marek Żuber na 200 i 100 delfinem otarł się o medal.

- Nie ukrywam, że dla takich chwil warto było poświęcić niejedną godzinę spędzoną z nimi na treningu. Widzieć swojego zawodnika na podium, to dla trenera największa nagroda. Tak samo cieszy medal w kategorii piętnastolatka, jak i złoto na światowej seniorskiej imprezie. Ja w swojej pracy trenerskiej doświadczyłem tego tyle razy, że nie jestem w stanie zliczyć.

Kadra

W 1990 r. Mariusz dostał powołanie na pierwsze duże, międzynarodowe zawody jako reprezentant Polski. Była to pływacka impreza „Przyjaźń” w Sofii. - Tam poznałem ówczesnego trenera kadry narodowej, Jurka Smutka (potem zmienił nazwisko na Kowalski). Zaproponował mi współpracę z kadrą Polski juniorów. To było dla mnie duże wyróżnienie. W pierwszej fazie pracy trenerskiej wiele nauczyłem się od Witka Ruzikowskiego, twórcy lubelskiego pływania. Nie mogę nie wspomnieć o dwóch innych doskonałych trenerach z naszego województwa: Ryśku Kowalczyku z Puław czy nieżyjącym już  Konradzie Wąsiku z Avii Świdnik.

Igrzyska olimpijskie

W 1991 r. Siembida wyjechał na roczny staż do USA. - Ja w tym czasie trenowałem kolejne grupy dzieciaków i nie bardzo wiedziałem co będzie dalej. Wtedy się jeszcze wahałem, czy wrócić na uczelnię, zwłaszcza że wkrótce splajtował „Dzień”, gazeta w której krótko pracowałem. Ale wtedy zaproponowano mi pracę w „Dzienniku Wschodnim” m.in. jako reporter kryminalny.

Kiedy Mariusz wrócił do kraju w 1992 r., postanowili razem kontynuować współpracę. Pierwszym poważnym sprawdzianem były Mistrzostwa Europy Juniorów w Leeds (Anglia).

- Nie wiedzieliśmy na co go stać po treningach w Stanach, wiele osób z Polskiego Związku Pływackiego liczyło na złoto, tymczasem był brąz, co niektórzy potraktowali jako porażkę.

Ale kolejne lata współpracy zaowocowały coraz lepszymi wynikami i kwalifikacją najpierw do kadry Polski seniorów, potem do kadry olimpijskiej. Powołanie do tej ostatniej Mariusz „wypływał” na mistrzostwach świata w Rzymie w 1994. Zarówno w starcie indywidualnym, jak i sztafecie.

Trener i jego podopieczny zdawali sobie sprawę, że czeka ich teraz ogrom pracy. Częste zgrupowania, liczne zawody – to wszystko  trzeba było pogodzić jeszcze z pracą w Dzienniku.

- Miałem to szczęście, że moi szefowie w redakcji: Leszek Gzella i Paweł Chromcewicz pomagali mi, żebym mógł to wszystko pogodzić.

Oprócz Mariusza w kadrze olimpijskiej znalazła się jego koleżanka klubowa Dagmara Komorowicz, podopieczna trenera Jacka Kasperka. – Nasza współpraca układała się naprawdę doskonale, wiedziałem, że na Jacka zawsze można było liczyć.

W 1995 r. nadszedł jeden z najważniejszych sprawdzianów – Mistrzostwa Europy w Wiedniu, będące jednocześnie kwalifikacją do igrzysk w Atlancie. Mariusz wypadł znakomicie, zajął czwarte miejsce na setkę grzbietem i zdobył minimum na Atlantę, potem wspólnie z kolegami zdobył brązowy medal w sztafecie.

Na rok przed igrzyskami byli ciągle w rozjazdach. Jedyny wówczas 50-metrowy, kryty basen w Polsce znajdował się w Oświęcimiu. Ale trudno było tam wytrzymać 180 dni obozowych, które przewidywał program „Atlanta 1996”. Jeździli więc na zgrupowania do Francji, Hiszpanii czy Izraela.

- W kadrze narodowej zetknąłem  się z niemieckim fizjologiem i specjalistycznymi badaniami pod kątem wydolnościowym. W Polsce takie badania były jeszcze w powijakach. Po testach Mariusza usłyszałem:

- Czarek, on może być mistrzem – powiedział mi, pokazując wydruki z wykresami. – Wyniki ma super.

Rozczarowanie Atlantą?

- Nie ukrywam, że liczyliśmy na więcej. Mariusz chyba „spalił się”. Na 100 grzbietem był dziewiąty. Dwa dni później płynął w sztafecie 4x100 m. Na swojej zmianie „wykręcił” taki czas, że gdyby to był wyścig indywidualny, byłby w finale. Sam występ na igrzyskach w Atlancie trzeba oceniać pozytywnie, bo w każdym starcie bił życiówki ustanawiając jednocześnie rekordy kraju. Wymarzonego finału jednak nie było. Przez długi czas analizowałem te jego 100 metrów. Zastanawiałem się, czy mógł być wyżej. Myślę, że tak. Był dobrze przygotowany.

Kilka miesięcy później, kiedy opadły emocje związane z igrzyskami odbyły się Mistrzostwa Europy w Rostocku. Mariusz wystartował w nich na luzie, bez żadnych obciążeń, oczekiwań. Zdobył bez problemu dwa złote medale – na 50 i 100 metrów.

W 1997 r. pojechali na Mistrzostwa Europy do Sewilli. Przez eliminację Mariusz przeszedł jak burza. Wielu działaczy, dziennikarzy widziało go już na najwyższym podium. Był czwarty, przez niefortunny start. Pech.

Dwa dni później była powtórka z Atlanty. W sztafecie popłynął na swojej zmianie uzyskując taki czas, że indywidualnie miałby w cuglach złoty medal.

Pożegnanie

Byli jeszcze razem na Mistrzostwach Świata w Perth (Australia). Potem ich drogi się rozeszły.

- Mnie urodził się syn i chciałem więcej czasu poświęcić rodzinie, a Mariusz postanowił, że dalszą karierę będzie kontynuować w Gdańsku, gdzie miał też dziewczynę. Po latach wrócił do Lublina, wciąż jest związany w pływaniem, robi dla pływania dobrą robotę.

Trener Samczuk przez kolejne miesiące pracował z innym znakomitym lubelskim pływakiem - Maćkiem Kajakiem. – Ogromny talent, wspaniałe czucie wody. Wielokrotny mistrz Polski na 100, 200 i 400 metrów kraulem – wspomina pan Cezary.

Kilka lat temu zrezygnował z pracy trenerskiej.

- Ale wciąż oglądam zawody pływackie, śledzę wyniki, rekordy. Pływanie sprzed 20 lat, a dzisiejsze to przepaść. Dużo się zmieniło – technika, nawroty, starty, do tego dochodzi lepszy sprzęt, odżywki, nowe metody treningowe.

Trener-redaktor

Przez wiele lat łączył pracę trenera z pracą w Dzienniku Wschodnim. Najpierw o szóstej rano był trening, a potem od 9 redakcja. Miał działkę kryminalną. - To była taka odskocznia na kilka godzin od treningu, bo przecież o 16 musiałem wrócić na basen.

Znów ponad dwie godziny pracy z zawodnikami i pędem na Zana, by zebrać newsy z popołudnia. Na początku bez komórek i internetu.

- Tak się złożyło, że  w kadrze pracowało trzech trenerów-dziennikarzy: Marek Młynarczyk z Trójki Łódź, związany z Ekspresem Ilustrowanym, Stefan Tuszyński z Wyborczej i ja.

Z pracą dziennikarską wiąże się pewna historia. Pod koniec 1995 roku lubelscy dziennikarze opisali  nieprawidłowości w śledztwie dotyczącym śmiertelnego wypadku na budowie.

- Prokuratura wpadła w szał, skąd dziennikarze mieli materiały ze śledztwa. Zażądano od nas ujawnienia źródła informacji. Kiedy odmówiliśmy, ukarano nas grzywną z możliwością zamiany na odsiadkę – opowiada C. Samczuk. - Sprawa stała się głośna na całą Polskę, interweniował minister sprawiedliwości. Dziś z uśmiechem, wspominam tę historię, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Za pasem były igrzyska, a ja musiałem tłumaczyć się w prokuraturze.

Historia kołem się toczy

Ratownictwo pozostaje w człowieku na zawsze. Nawet wypoczywając nad wodą instynktownie zachowuje się czujność.

 – Często z przerażeniem obserwuję, jak ludzie igrają z życiem. Niedawno byłem nad morzem. Staliśmy z kolegą na brzegu. Były dość duże fale. Obok nas ojciec z dwójką małych chłopców. Wziął ich za ręce, wyszli kilka metrów w głąb morza i zaczęli skakać na falach. Nie wytrzymałem, zwróciłem mu uwagę. Odburknął, żebym się nie wtrącał. Nie minęło kilkanaście sekund, gdy fala porwała  jednego z chłopców. Na moment zniknął pod wodą. Naprawdę było o włos od tragedii.

I inny, może bardziej pozytywny przykład. Obok mnie nad jeziorem wypoczywa rodzina z dziećmi. Ojciec pije piwo. I co się dzieje? Kilkuletni syn zwraca mu uwagę, żeby tego nie robił, bo po alkoholu nie można wchodzić do wody.

Jestem za tym, by w szkołach więcej mówiło się o bezpieczeństwie nad wodą. Takie pogadanki i spotkania z ratownikami powinny być obowiązkowe przed każdymi wakacjami. 

Pan Cezary jest też orędownikiem powszechnej nauki pływania. Dlatego ostatnio postanowił wrócić do pływania - tego na najniższym poziomie. To nauka dla „pierwszaków” w ramach miejskiego projektu „umiem pływać”.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (fot. Stypendium czerwone)
e-Wydanie
Czytaj więcej o:

Pozostałe informacje

Będą straszyć. Kozłówka zachęca do zwiedzania pałacowych komnat po zmroku
Kozłówka

Będą straszyć. Kozłówka zachęca do zwiedzania pałacowych komnat po zmroku

Niestety na to wydarzenie wolnych miejsc już nie ma. Ci, którzy zamówili bilety wcześniej, w środę wezmą udział w niezwykłym, wieczornym spacerze po komnatach pałacu Zamoyjskich. Nie będą sami. Z mroków historycznych wnętrz wyłonią się duchy dawnych mieszkańców.

Szybko strzelony gol im nie pomógł. Opinie po meczu Górnika Łęczna z GKS Tychy

Szybko strzelony gol im nie pomógł. Opinie po meczu Górnika Łęczna z GKS Tychy

W sobotni wieczór na boisku spotkały się Górnik Łęczna i GKS Tychy, a więc dwa zespoły, które w tym sezonie są specjalistami od remisów. Choć w meczu padło aż cztery gole to spotkanie zgodnie z przewidywaniami zakończyło się podziałem punktów. Jak mecz oceniają obaj trenerzy?

Znowu sami odebraliśmy sobie szansę, czyli opinie po meczu Świdniczanka – Podlasie
galeria

Znowu sami odebraliśmy sobie szansę, czyli opinie po meczu Świdniczanka – Podlasie

Świdniczanka do derbów z Podlasiem przystępowała z serią pięciu porażek z rzędu. Bialczanie chcieli za to przełamać fatalną, wyjazdową passę. W tym sezonie wygrali wcześniej tylko raz w gościach. Ostatecznie swój cel zrealizowali biało-zieloni, chociaż niewiele zabrakło, aby derby zakończyły się remisem. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu ekip?

Słynne kawasaki należy do polskiego kolekcjonera
Dęblin
galeria

Wystąpił w Top Gun. Teraz można go oglądać w Dęblinie

Czarno-czerwony kawasaki GPZ 900r Ninja - ten sam, na którym w 1986 roku w filmie Top Gun jeździł Tom Cruise, a także towarzysząca mu Kelly McGillis - stoi teraz w hangarze Muzuem Sił Powietrznych w Dęblinie. To jedna z kilku maszyn, która brała udział w produkcji amerykańskiego studia Paramount Pictures.

Bialska Rada Kobiet
Biała Podlaska

Nie dostały się do rady miasta, ale trafiły do innej. Jakie były zasady naboru?

Czternaście powołanych przez prezydenta pań ma strzec spraw kobiet w Białej Podlaskiej. Ten nowy organ doradczy na razie ma działać 3 lata. W większości to nazwiska związane ze środowiskiem obecnej władzy w mieście.

La vida loca. Co za impreza!
foto
galeria

La vida loca. Co za impreza!

Co to była za impreza! El Cubano odleciało. Zobaczcie, co się działo na parkiecie i jak się bawił Lublin.

Otylia Jędrzejczak odwiedziła Chełm
ZDJĘCIA

Otylia Jędrzejczak odwiedziła Chełm

Otylia Swim Tour, czyli cykl zawodów dla dzieci w sobotę zawitał do Szkoły Podstawowej nr 8 w Chełmie. Z jedyną, polską mistrzynią olimpijską ćwiczyło ponad sto dzieci. Trzeba dodać, że utytułowaną pływaczkę przywitał efektowny mural z jej podobizną.

W Świdniku słuchają jazzu. Dzisiaj koncert znanego, kubańskiego pianisty
zdjęcia
galeria

W Świdniku słuchają jazzu. Dzisiaj koncert znanego, kubańskiego pianisty

Trwa XIX Świdnik Jazz Festival. W programie festiwalu znalazły się koncerty uznanych artystów z Polski i zagranicy, którzy grają na wysokim poziomie. Wśród nich m.in. świdnicka Helicopters Brass Orchestra, Aleksandra Kutrzepa Quartet oraz kubański pianista Alfredo Rodriguez.

Magia świąt w azjatyckim stylu. Trwa festiwal Akira Hello Christmas
zdjęcia
galeria
film

Magia świąt w azjatyckim stylu. Trwa festiwal Akira Hello Christmas

Cosplay, manga, horoskopy, warsztaty i gry planszowe, a to wszystko w świątecznym klimacie. Dwudniowy festiwal Akira to gratka dla fanów kultury azjatyckiej.

AZS UMCS Lublin zaprasza na mecz siatkarek. Biletem wstępu słodycze

AZS UMCS Lublin zaprasza na mecz siatkarek. Biletem wstępu słodycze

Dzisiaj sezon 2024/2025 rozpoczną siatkarki DRS AZS UMCS Lublin. Akademiczki na inaugurację zagrają u siebie z Feniks AZS Politechnika Lubelska. Spotkanie zaplanowano na godz. 18 w sali ZS nr 5 przy ul. Elsnera.

Ostra sobota w lubelskiej klubokawiarni - zdjęcia
foto
galeria

Ostra sobota w lubelskiej klubokawiarni - zdjęcia

Ostra Sobota w Klubokawiarni OSTRO! Za didżejką stanął jeden z najlepszych didżejów w Polsce - 69beats oraz Szop-n! Jak zawsze było dużo fajnej muzyki. Jeśli jesteście ciekawi jak było, to zapraszamy do obejrzenia naszej fotogalerii.

Zimowe warunki na drogach zbierają żniwo. Wypadki w regionie

Zimowe warunki na drogach zbierają żniwo. Wypadki w regionie

Śliska nawierzchnia i niedostosowanie prędkości do warunków drogowych były przyczyną dwóch zdarzeń, do których doszło wczoraj i dziś rano w Chotyłowie i Białej Podlaskiej. Policja apeluje o ostrożność za kierownicą oraz dostosowanie stylu jazdy do panujących warunków atmosferycznych.

Górnik Łęczna zremisował ósmy mecz w rundzie jesiennej

Górnik Łęczna dwa razy prowadził z GKS Tychy, ale kompletu punktów nie wywalczył

Po 16. kolejkach Górnik Łęczna miał na koncie siedem remisów na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Tym razem do Łęcznej przyjechał GKS Tychy, a więc drużyna, która w tym sezonie punktami dzieliła się do tej pory aż 10-krotnie. W meczu padły aż cztery gole, ale obie drużyny solidarnie podzieliły się punktami po raz kolejny.

Raz, dwa, trzy "i,,...
galeria

Raz, dwa, trzy "i,,...

W dniach 23-25 listopada w Lublinie odbywa się 3. FIT – Festiwal Improwizacji Teatralnych, który zaprasza publiczność do świata spontanicznych spektakli, pełnych kreatywności i interakcji. Wydarzenie odbywające się w Domu Kultury LSM to wyjątkowa okazja, by doświadczyć magii, improwizacji i zabawy.

Stella Johnson wróciła do gry po przerwie spowodowanej kontuzją

Polski Cukier AZS UMCS do przerwy prowadził we Wrocławiu, a przegrał ze Ślęzą ponad 20 punktami

Polski Cukier AZS UMCS Lublin został rozgromiony we Wrocławiu. Zespołowi, który aspiruje do medali mistrzostw Polski takie porażki nie przystoją.

PKO BP EKSTRAKLASA
15. KOLEJKA

Wyniki:

Cracovia - GKS Katowice 3-4
Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa 2-2
Korona Kielce - Lechia Gdańsk 0-0
Lech Poznań - Legia Warszawa 5-2
Piast Gliwice - Motor Lublin 2-3
Pogoń Szczecin - Radomiak Radom 0-1
Stal Mielec - Puszcza Niepołomice 2-0
Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 0-1
Widzew Łódź - Zagłębie Lubin 2-0

Tabela:

1. Lech 15 34 30-12
2. Jagiellonia 15 32 28-21
3. Raków 15 31 19-6
4. Cracovia 15 29 33-24
5. Legia 15 25 28-19
6. Pogoń 15 22 21-20
7. Widzew 15 22 20-19
8. Górnik 15 21 19-17
9. Motor 15 21 22-27
10. Piast 15 20 18-17
11. Katowice 15 19 24-22
12. Zagłębie 15 18 14-21
13. Radomiak 14 16 19-21
14. Korona 15 16 12-22
15. Stal 15 15 14-19
16. Lechia 15 11 17-28
17. Puszcza 15 11 13-25
18. Śląsk 14 9 11-22

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!