Sport

21 lipca 2020 r.
16:19

Moje podium – Andrzej Frączkowski

Na pożegnaniu Janusza Cieślińskiego, wybitnego lubelskiego sportowca, w tle Stanisław Zalewski<br />
Na pożegnaniu Janusza Cieślińskiego, wybitnego lubelskiego sportowca, w tle Stanisław Zalewski
(fot. Archiwum A. Frączkowskiego)

„Moje podium” to cykl reportaży o ludziach sportu, którzy kiedykolwiek w swojej karierze zdobywali medale i stawali na podium. Bohaterami są nie tylko sami sportowcy, ale także trenerzy, szkoleniowcy, działacze – ci wszyscy, którzy mieli swój udział w zdobywanym medalu. To przecież także ich zasługa.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Te reportaże to opowieści nie tylko o nich, to również dokument czasów, w których trenowali, brali udział w zawodach. Ich bohaterami są sportowcy w rożnych wieku i różnych dyscyplin. Często już zapominani, ale łączy ich jedno – znają nie tylko smak zwycięstwa, ale i gorycz porażki. Skupmy się jednak na tym pierwszym. Zapraszamy na sportową podróż w przeszłość.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O lubelskim sporcie wie prawie wszystko. Poznał go jako sportowiec, potem jako wieloletni działacz. W Polsce zasłynął tym, że jako pierwszy ściągnął do klubu czarnoskórego koszykarza. 

Wojenne przeżycia

Był wtedy dzieciakiem. Sporo pamięta  z czasów wojny. Niektórych zdarzeń nie zapomni do końca życia. Niektóre omal nie zakończyły się tragicznie.

- Wojna - wojną, ale my, dzieci niewiele z tego rozumieliśmy. Wiedzieliśmy, że przyszli najeźdźcy w obcych mundurach, że są jakieś aresztowania, ale co taki kilkulatek jak ja, wtedy z tego rozumiał? Chodziłem do szkoły, bawiliśmy się na podwórku, graliśmy w piłkę.

Pewnego razu młody Jędrek razem z innymi kolegami urządzili wyścigi papierowych łódek. Spuszczali je rynsztokiem w dół ul. Chopina. Meta była w okolicach obecnego hotelu Victoria.

- Szliśmy gromadą wzdłuż ulicy, pilotując ten wyścig. Moja łódka prowadziła. Byłem tak zaaferowany, że nie zauważyłem stojących na chodniku żandarmów. Patrzyłem jedynie na moją  łódkę i nagle wpadłem na jednego z nich. Zapamiętałem, że na piersiach miał charakterystyczną dla tej formacji dużą blachę z identyfikatorem. Stanąłem mu na nogę. Nic takiego się nie stało, ale ten szkop dał mi takiego kopniaka, że wylądowałem na środku ulicy i poździerałem kolana. Nie czekałem, co będzie dalej, tylko od razu zwiałem do domu. Najadłem się sporo strachu.

Drugim razem już nie miał tyle szczęścia

- Mieszkaliśmy przez pewien czas na Głębokiej, bo z domu na Żniwnej, gdzie mieszkam do dzisiaj, wygonili nas Niemcy. Urządzili w nim sztab artylerii przeciwlotniczej, a bateria znajdowała się w miejscu dzisiejszej hali Globus. Na tej Glinianej mieliśmy ogród, który przylegał do cmentarza, a sama ulica była dużą, polną drogą. Codziennie przyprowadzano w to miejsce więźniów z Majdanka. Kopali rowy przeciwczołgowe. Ojciec regularnie dawał mi papierosy i chleb, żebym podrzucał więźniom, mimo że wiązało się to z dużym ryzykiem.

Pewnego razu przelazłem bez trudu przez dziurę w płocie i kiedy chciałem już rzucić zawiniątko z „prowiantem”, zobaczyłem wokół siebie wartowników. Padły jakieś przekleństwa, a ja niewiele myśląc rzuciłem się do ucieczki. Drogę do domu miałem odciętą. Zacząłem biec w kierunku muru cmentarza. Byłem na tyle sprawny, że udało mi się uciec. Prawie. A prawie – jak wiadomo – robi dużą różnicę.

Kiedy już byłem na górze ogrodzenia, dopadł mnie wartownik i zdzielił z całej siły drewnianym drągiem w nogę. Gdyby trafił w głowę – byłoby po mnie. Poczułem straszny ból, ale na szczęście dla mnie upadłem po drugiej stronie muru. Bałem się, że wartownicy będą mnie szukać, ale odpuścili. Leżałem przerażony tuż koło jakiegoś grobu. Kiedy spojrzałem na nogę, zobaczyłem, że jest wygięta w nienaturalny sposób, a z rozerwanej nogawki wystaje kawałek kości. Miałem otwarte złamanie. Nie byłem w stanie się ruszyć.

Na całe szczęście dla mnie, całe to zdarzenie widział jeden z moich kolegów. Od razu pobiegł do ojca. Byłem uratowany. Kiedy tato zobaczył moją nogę, zbladł. W domu unieruchomił ją, wsadzając w łupki. Nie było mowy o spaniu. Bolało. Rano ojciec zapakował mnie na jakiś wózek i zawiózł do przychodni na Hipoteczną. Całą drogę jęczałem, bo metalowe koła podskakiwały na bruku i jeszcze bardziej bolało.  Przyjął nas wspaniały lekarz. Żyd. Tak mi fachowo złożył nogę, że wkrótce mogłem chodzić. Żadnych powikłań. Potem się dowiedziałem, że zginął na zamku.

Pod koniec wojny mogliśmy wrócić do naszego domu przy Żniwnej. Niemców już nie było. Tak nam się wydawało. Kiedy uszczęśliwiony biegałem z radością po swoim ogrodzie, natrafiłem na dwóch Niemców. Leżeli pod dużym krzakiem. Nie żyli.

Andrzej Frączkowski pierwszy prawdziwy mecz piłkarski obejrzał tuż po okupacji

Na mecz zabrał go ojciec. Było to latem 1944 r. Stadion mieścił się przy ul. Okopowej – tu, gdzie dziś stoi budynek DOKP. Chodziłem do szkoły SP 9 przy ul. Narutowicza 33. Nie pamiętam niestety kto z kim grał, ale tak mi się to spodobało, że za tydzień już sam poszedłem na stadion. Bez ojca. Oczywiście nie przyznałem się, gdzie idę. Byłem wtedy dopiero w drugiej klasie, ale drogę już znałem. Moim sąsiadem ze szkolnego podwórka był m.in. Henio Kukier, przyszły mistrz Europy w boksie.

Ojciec Andrzeja Frączkowskiego, wzięty w mieście geodeta, nie przypuszczał, że jego syn od tego pamiętnego meczu całkowicie będzie już oddany sportowi; jako zawodnik (bez większych sukcesów), potem działacz. Ten drugi mecz przy Okopowej pan Andrzej pamięta do dzisiaj.

Lublinianka grała z Czuwajem Przemyśl. Do przerwy wygrywała 1:0 po golu Tadeusza Różyły, a po przerwie nie dała szans gościom i wygrała aż 9:1. Od tej pory na stadionie pojawiałem się nawet kilka razy w tygodniu; chciałem obejrzeć każdy mecz. Pieniędzy oczywiście nie miałem na bilet, ale były inne drogi. Można było się wspiąć na otaczający boisko wysoki mur, albo na dachy lub klatki schodowe sąsiednich kamienic. Stąd też była dobra widoczność. Wiele meczów kończyło się niecodziennymi wynikami, jak chociażby mecze Lublinianki z Lewartem, Garbarnią, czy Sygnałem, bo bywało 15:0 lub 17:1.

Wkrótce mały Jędrek miał już swoje pierwszego idola

Był nim Oblicki, bramkarz Sygnału: niski, nie miał chyba nawet 170 cm, ale wyróżniał się tym, że był zawsze ubrany na czerwono – łącznie z czapeczką. Bardzo mi się to podobało.

Za pewien czas z kibica piłki nożnej stał się miłośnikiem boksu. To za sprawą pierwszego meczu bokserskiego, który po wojnie odbył się pod gołym niebem – oczywiście na stadionie przy Okopowej. To był mecz z okazji Święta Majdanka. Ring stanął na stadionie przed drewnianą, niewielką trybuną.

Kibice ostrzyli sobie zęby na pojedynek w wadze średniej Zielińskiego, najlepszego lubelskiego przedwojennego pięściarza z Antonim Kolczyńskim – krajową gwiazdą tamtych lat. „Kolka” wyskoczył na ring w efektownym szlafroku i po długim oczekiwaniu zobaczył w przeciwnym narożniku nie Zielińskiego, lecz ogolonego na zero rekruta. Był to przyszły wielokrotny medalista mistrzostw kraju Trzęsowski. Walka trwała krótko, a oczywiście Kolczyński był zwycięzcą.

Z nadejściem zimy, skończyło się kibicowanie na Okopowej

Lubelski sport skupił się w jedynej wówczas w mieście sali sportowej w klubie oficerskim na Żwirki i Wigury.

- Ciągnęło mnie do sportu. Na sali byłem prawie codziennie. Podpatrywałem treningi siatkarek, lekkoatletów, koszykarzy. Pamiętam też mecz siatkówki, w których grały pary mieszane. Jedna z nich szczególnie się wyróżniała – był to Zdzisław Niedziela, późniejszy trener koszykarzy Startu oraz mama Tomka Wójtowicza, jednego z najwybitniejszych siatkarzy świata. Ale najbardziej ciągnęło mnie wtedy do boksu.

Gospodarzem sali był p. Potarański. Przeganiał dzieciaki, które ciągle pałętały się po obiekcie. Ale nie małego Andrzeja…

- Miałem swoich „opiekunów”. Jednym był Jan Żylisko, wielkie chłopisko z wagi ciężkiej. Drugi to Ryszard Guzy, który walczył w wadze koguciej. To byli znani wtedy zawodnicy. Miałem u nich fory, bo nie tylko czyściłem im buty, ale jak trzeba było, to robiłem też zakupy. Koledzy nie kryli zazdrości, widząc z kim się przyjaźnię. Nikt mi nie podskoczył.

Sam również próbował grać

W klubach, które dopiero powstawały, nikt się specjalnie nie kwapił do szkolenia dzieciaków. Każdy klecił skład jak mógł, żeby tylko jak najszybciej grać. Ludzie byli spragnieni sportu. Każdy mecz w jakiejkolwiek dyscyplinie przyciągał wielu widzów. Mieliśmy na dzielnicy (a mieszkałem w okolicach ul. Nadbystrzyckiej) całkiem niezłą paczkę i graliśmy praktycznie we wszystko.

Zaczynaliśmy oczywiście - jak większość - od piłki nożnej. Jedynym, który miał prawdziwą, skórzaną piłkę był syn ogrodnika - Wawrzyszak. Taka piłka była wówczas marzeniem każdego chłopaka. Większość z nas miała szmacianki lub piłki wycięte z gąbki. Taką piłką najgorzej było grać po deszczu, bo była namoknięta i bardzo ciężka.  Graliśmy głównie na placu cegielni przy Glinianej. Słupki bramek wyznaczały kamienie lub ubrania. O tym, czy piłka przeleciała „nad poprzeczką” – to już było nasze widzimisię.

Kiedy wspominam swoje dzieciństwo, to sam się czasami dziwię, że jestem cały i zdrowy

 Byliśmy młodzi  i pomysły mieliśmy różne. Ja na przykład któregoś razu chciałem udowodnić kolegom, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych i próbowałem wejść na komin cegielni przy Glinianej. Prawie dotarłem na sam szczyt, ale niestety ostatnie metalowe uchwyty wewnątrz komina, po których się wchodziło, były bardzo poluzowane i odpuściłem. Ale i tak nikt wyżej ode mnie nie wszedł.

W zimie przyszła moda na hokej. Graliśmy na zamarzniętych stawach – tu, gdzie dziś są budynki Politechniki Lubelskiej. Z tym hokejem to nie było łatwo, bo miejscowi chłopi wyrąbywali na stawach lód i wywozili go do zakładów mięsnych. Chłodni wówczas nie było. I w ten sposób niejeden raz „popsuli” nam lodowisko, a zdarzało się, że co rusz ktoś wpadał w przerębel. Pamiętam, że i mi się to zdarzyło. Jak przyszedłem do domu i zdjąłem spodnie, to stały na baczność. Ale wtedy i mrozy były siarczyste, a nie to co dzisiaj. Hokejki miałem stare, kije robiło się samemu; orłem w tej dyscyplinie jednak nie byłem. Z kolegów-hokeistów najlepszy był Staszek Kawecki, grał potem w Legii. Staszek był także żużlowcem.

W dzielnicowej, sportowej paczce brylował Marian Josicz, późniejsza gwiazda lubelskiej operetki, a także bracia Bryczkowscy: Stasio i Mietek, Leszek Dziekoński, Bronek Isztok, Janek Boryc, Rysiek Sochaj, Romek Podleśny i wielu innych.

Moja przygoda zawodnicza

Najpierw była piłka nożna w trampkarzach Spójni. Trenowaliśmy na łąkach przy torze wyścigów konnych (dzisiaj teren LKJ). W wojsku grałem w A-klasowej Kadrze Rembertów i B-klasowym Pocisku Chełm. W zimie było trochę hokeja i tenisa stołowego. Trzy razy  walczyłem też na ringu bokserskim na mistrzostwach Województwa LZS.

Byłem wszechstronnym chłopakiem, ale w sporcie trzeba było być systematycznym. A tutaj i koledzy czekali, a w soboty nie wypadało nie być na zabawie tanecznej.

Przed wojskiem zdążyłem jeszcze pograć w kosza w Budowlanych, i w siatkówkę w Zrywie. Grałem też na mistrzostwach okręgu warszawskiego w jedenastoosobowej piłce  ręcznej. Były też kajaki w lubelskim LPŻ. Mile wspominam ten okres. To w tej dyscyplinie zaliczyłem swój pierwszy letni obóz, w Firleju.

Pamiętam, że jechaliśmy w kilkunastu lublinkiem pełnym kajaków. Szosy jeszcze nie było, droga biegła po piaskowych wydmach.  Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, okazało się, że mamy do dyspozycji jedynie miejsce na postawienie baraku. Były za to pustaki, deski i miejscowy spec budowlany. Mieliśmy oczywiście wybór: spać w lesie, albo brać się do roboty. Wybraliśmy to drugie, dzięki czemu mieliśmy gdzie spać. Jedzenia też nie brakowało, bo w Lublinie przed odjazdem dostaliśmy konserwy – tuszonki. Ziemniaki mieliśmy na miejscu. 

Pod koniec obozu dostaliśmy ważne zadanie. Mieliśmy wyławiać z jeziora spadochroniarzy, którzy brali udział w pokazach nad Firlejem. Nie do końca mi się to udało, bo kiedy dopłynąłem do „swojego” skoczka, to ten tak niefortunnie gramolił się do kajaka, że i ja wpadłem do wody.

W Krakowie nie miałem szczęścia

W trakcie służby wojskowej w Białobrzegu, po mistrzostwach okręgu wysłali mnie wraz z Frankiem Mazurkiem - piłkarzem Unii Tarnów, do Krakowa, do jednostki „Czerwonych Beretów”. Po kilku sprawdzianach Franek „załapał” się do kadry miejscowego Wawelu. Mnie niestety przyszło wracać.

Pobyt w Krakowie miał jednak swoje plusy. Pan Andrzej skończył kurs instruktora WF. Po powrocie do cywila spotkał Wacława Korzeniowskiego, swego byłego nauczyciela Przysposobienia Wojskowego, późniejszego dyrektora Traweny w Trawnikach i lubelskiego Lubgalu - dużych zakładów odzieżowych. Znał młodego Frączkowskiego, wiedział że jest zapalonym sportowcem. - Jesteś najbardziej wesołym człowiekiem, jakiego znam – powtarzał często. Teraz, widząc znowu dawnego ucznia, rzucił krótko: - Ty Andrzej, jesteś skazany na pracę w sporcie i zaproponował mi pracę w Radzie Wojewódzkiej LZS. I tak się zaczęło.

Przez te wszystkie lata działalności w sporcie przeżyłem wiele wspaniałych chwil

 Warto było się temu poświęcić. Podium dla Frączkowskiego-sportowca nie było mi pisane, za to w pracę jako sekretarz RW LZS do spraw sportu (przez 20 lat), a później dyrektor KS Start w Lublinie (też przez 20 lat), wkładałem dużo serca i wysiłku, by sportowcy mieli możliwość sięgać po najwyższe trofea.

 Miałem w Starcie olimpijczyków, wielu mistrzów Polski, medalistów. Dużo radości sprawiło mi czwarte – najbardziej nielubiane przez sportowców miejsce - Beaty Hołub na Mistrzostwach Świata w Tokio w 1991 r. Bardzo przeżywałem ten występ. Kiedy Beata wróciła do Lublina, przyszedłem na stadion z kwiatami. - Panie Andrzeju, żaden prezent nie sprawił mi tyle radości, ile te kwiaty od pana – usłyszałem i nie ukrywam, że było to niezmiernie miłe.

Sukcesów nie brakowało. Ewa Pisiewicz, Jolanta Janota, Małgorzata Dunecka, Leszek Dunecki, Danuta Jędrejek, Ireneusz Mulak, Iwona Godula, Dorota Późniak, Mariola Dankiewicz, Jan Raczkowski - to były „moje” gwiazdy. Do elity krajowych szkoleniowców lekkoatletycznych zaliczali się Waldemar Sobieszczuk i Marian Piotrowski. Drużyny koszykarek i koszykarzy ściągały na mecze  tłumy kibiców.

Zespół Zdzicha Niedzieli, grając praktycznie wychowankami, dwukrotnie stawał na podium. Do dzisiaj mam kontakt z wieloma zawodnikami. Irek Mulak zawsze dzwoni przed świętami. Niedawno odwiedziły mnie koszykarki – Dorota Późniak, Iwona Godula i Jolanta Batorska. Przyszły złożyć noworoczne życzenia ze słodyczami, a mój syn Piotrek dostał jak zwykle płytę CD.

Mam w domu wiele pucharów, medali i dyplomów. Jeden z nich, najbardziej okazały, jest dla mnie wyjątkowy. To puchar, który otrzymałem od pracowników fizycznych obiektu, kiedy odchodziłem z klubu. Na tabliczce wygrawerowano tekst: „Gdy odchodzi Prezes, pamięta się krótko -  gdy odchodzi prezes przyjaciel, wspaniały człowiek – to pamięta się  zawsze”.

Dzisiejszy sport

To już nie dla mnie. Nie te klimaty. Nadal śledzę wyniki, oglądam mecze w telewizji, czasami zajrzę na stadion czy halę, ale to wszystko już się zmieniło. Jest tak duża rotacja w zespołach, że trudno zapamiętać zawodników. A już nazwy klubów przyprawiają o zawrót głowy. Co roku inaczej się nazywają. Wiele klubów już nie istnieje, a po wielu dyscyplinach pozostały już tylko wspomnienia. Weźmy chociażby akrobatykę sportową. Byłem pierwszym i ostatnim prezesem okręgowego związku. Niedawno zmarł pierwszy trener tej sekcji – Jan Spratek.

Miał w swoim zespole m.in. siostry Hampel. Bliźniczki. Nigdy ich nie rozpoznawałem. Po zakończeniu kariery prowadziły jako spikerki największe na świecie rewie na lodzie. Była też Aneta Pyś, późniejsza trenerka kadry narodowej Bułgarii. Po nim przez wiele lat akrobatykę „trzymał” Zbyszek Wróblewski, jeden z najlepszych trenerów w kraju, wychowawca wielu medalistów nie tylko w Polsce. Dużą popularnością cieszyło się też kolarstwo. Mieliśmy i tutaj wiele sukcesów – chociażby Pożak, Raczkowski. Ogromnym talentem był Janek Myszak. Zginął tragicznie w Bieszczadach podczas Wyścigu Dookoła Polski.

Pan Andrzej, po przejściu na emeryturę nie spoczął na laurach. Został dziennikarzem sportowym w Dzienniku Wschodnim. Pisał m.in. o boksie, podnoszeniu ciężarów, kolarstwie czy koszykówce. Młodsi dziennikarze bardzo chwalili sobie współpracę z nim, bo szukając informacji, nie musieli korzystać z wyszukiwarki internetowej. Pytali pana Andrzeja. I rzadko kiedy nie otrzymywali poprawnej odpowiedzi.

„Moje podium” powstało pod patronatem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (fot. Stypendium czerwone)
e-Wydanie

Pozostałe informacje

15 lat od katastrofy smoleńskiej. W Lublinie pamiętali
ZDJĘCIA
galeria

15 lat od katastrofy smoleńskiej. W Lublinie pamiętali

Mieszkańcy, władze samorządowe i wojskowi upamiętnili ofiary katastrofy samolotu Tu-154. Nie zabrakło symbolicznych zniczy i salwy honorowej.

Zaginiony mężczyzna

Wyszedł z domu i nie wrócił. Trwają poszukiwania 38-latka

Niebawem minie miesiąc odkąd rodzina widziała pana Sławomira po raz ostatni. Policja przeszukiwała dzisiaj stawy i pobliską okolicę.

Rafał Król w drugiej połowie, w swoim stylu wpakował piłkę do siatki po strzale głową. Bramka nie została jednak uznana, o co spore pretensje mieli goście
galeria

Na pewno nie składamy jeszcze broni, czyli opinie po meczu Lublinianka - Stal Kraśnik

Środowy hit na Wieniawie nie rozczarował. Gdyby wygrała Stal Kraśnik, to jedną nogą byłaby już w III lidze. Trzy punkty zgarnęła jednak Lublinianka, która pokonała lidera 2:1. Dzięki temu wszystko jest jeszcze możliwe, bo różnica między drużynami wynosi tylko trzy punkty.

W piątek żużlowcy Orlen Oil Motoru Lublin zaczynają walkę o czwarty z rzędu tytuł mistrza Polski

Orlen Oil Motor Lublin zaczyna walkę o kolejny triumf w PGE Ekstralidze

Koniec odliczania! W piątek startuje nowy sezon PGE Ekstraligi. W meczu otwarcia Orlen Oil Motor zmierzy się na wyjeździe ze Stelmetem Falubazem Zielona Góra. Początek meczu o godzinie 18. Transmisja telewizyjna w Eleven Sports, relacja na żywo na dziennikwschodni.pl

Stop nielegalnej migracji-grzmiał w Białej Podlaskiej Mateusz Morawiecki

PiS straszy nielegalnymi imigrantami. Radni szykują stanowiska sprzeciwu

Były premier Mateusz Morawiecki (PiS) przestrzegał w Białej Podlaskiej przed nielegalną imigracją. A radni miejscy szykują specjalne stanowisko w tej sprawie na najbliższą sesję, powołując się na obawy mieszkańców.

Niebezpieczne manewry na S12. Kierowcy pojechali pod prąd
WIDEO
film

Niebezpieczne manewry na S12. Kierowcy pojechali pod prąd

Gdy na obwodnicy powstał zator, część kierowców postanowiła zaryzykować i złamać przepisy. Nagrania trafiły nie tylko do Internetu, ale także w ręce Policji.

Przed Wisłą Puławy najdalszy wyjazd w tym sezonie

Przed Wisłą Puławy najdalszy wyjazd w tym sezonie

Na inaugurację 26. kolejki Betclic II Ligi już w piątek Wisła zagra na wyjeździe ze Świtem Szczecin (godz. 17). Będzie to najdalszy wyjazd puławian w tym sezonie

Słynny budynek przy Radziszewskiego zmieni swoje przeznaczenie. Najpierw jednak duży remont

Słynny budynek przy Radziszewskiego zmieni swoje przeznaczenie. Najpierw jednak duży remont

Był tam Dom Aktora, był pub, a będą biura. Urząd Marszałkowski w Lublinie musi jednak znaleźć najpierw wykonawcę remontu budynku przy Radziszewskiego 2A.

„Pracownicy banku” najbliższe lata spędzą za kratami

„Pracownicy banku” najbliższe lata spędzą za kratami

Konsultant miał zabezpieczyć pieniądze 66-latki. Ostatecznie wszystkie oszczędności zniknęły, ale w sprawie policja zatrzymała trzech Ukraińców.

Baza wojskowa w Jasionce koło Rzeszowa

Amerykanie opuszczają Jasionkę. Czy trafią na lotnisko w Lublinie?

Władze Stanów Zjednoczonych podjęły decyzję o relokacji amerykańskich żołnierzy, którzy niemal od początku wojny na Ukrainie stacjonowali na lotnisku w Jasionce. Sprzęt i personel spod Rzeszowa ma trafić do innych miejsc w Polsce.

ChKS Chełm zaczyna play-offy. Dzisiaj pierwszy mecz z Vislą Proline Bydgoszcz

ChKS Chełm zaczyna play-offy. Dzisiaj pierwszy mecz z Vislą Proline Bydgoszcz

Dzisiaj startuje faza play-off w PLS 1. lidze siatkarzy. ChKS Chełm rozpocznie walkę o awans do PlusLigi od domowego starcia z BKS Vislą Proline Bydgoszcz. Zawody rozpoczną się o godz. 18.

Zigi Zana

Kupiec wylicytował najdroższego konia aukcji, ale nie wpłacił. Zigi Zana zostaje w Polsce

Miała być najwyższa cena ubiegłorocznej aukcji Pride of Poland, a wyszła klapa. Klacz Zigi Zana zostaje w stadninie w Michałowie, bo kupiec nie wpłacił 145 tys. euro.

Balon którym próbowano przemycić wyroby tytoniowe bez akcyzy

Przemyt na wysokościach. Balon meteorologiczny w służbie kontrabandy

Wydawać by się mogło, że widzieliśmy już wszystko – ale przemytnicy znów udowodnili, że granice wyobraźni są dla nich równie nieistotne jak te państwowe. Tym razem do próby przemytu nielegalnych papierosów przez polską granicę wykorzystano… balon meteorologiczny.

Zielone szaleństwo w Hali Targów już w ten weekend
KONKURS
12 kwietnia 2025, 8:00

Zielone szaleństwo w Hali Targów już w ten weekend

Miłośnicy roślin, szykujcie torby! Już w ten weekend Hala Targów Lublin zamieni się w zielony raj – do miasta wraca Festiwal Roślin. Setki doniczkowych okazów, atrakcyjne ceny i fachowe porady czekają na wszystkich, którzy chcą zazielenić swoje mieszkanie lub balkon.

Zdjęcia wysyłane przez organistę

Dwuznaczne propozycje i półnagie zdjęcia. Organista przesłuchany przez prokuratora

Śledczy przesłuchali już organistę z Łukowa, który nagle stracił pracę w jednej z parafii. Ma to związek z zawiadomieniem, które do prokuratury złożył ojciec nastolatka.

PKO BP EKSTRAKLASA
27. KOLEJKA

Wyniki:

Górnik Zabrze - Legia Warszawa 1-2
Jagiellonia - Piast Gliwice 1-1
Lech Poznań - Korona Kielce 2-0
Pogoń Szczecin - GKS Katowice 4-0
Radomiak Radom - Zagłębie Lubin 0-1
Stal Mielec - Cracovia 1-1
Śląsk Wrocław - Motor Lublin 1-1
Widzew Łódź - Lechia 2-0
Puszcza Niepołomice - Raków Częstochowa 1-1

Tabela:

1. Raków 27 56 40-17
2. Lech 27 53 50-24
3. Jagiellonia 27 52 48-32
4. Pogoń 27 47 45-28
5. Legia 27 44 50-36
6. Cracovia 27 42 48-41
7. Górnik 27 40 38-33
8. Motor 27 40 40-46
9. Widzew 27 36 32-39
10. Katowice 27 36 35-36
11. Piast 27 34 27-29
12. Radomiak 27 34 37-41
13. Korona 27 33 25-36
14. Zagłębie 27 26 22-40
15. Puszcza 27 26 26-39
16. Stal 27 24 28-43
17. Lechia 27 24 27-46
18. Śląsk 27 22 29-41

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!