FOT. MACIEJ KACZANOWSKI
W niedzielę, w Radzyniu Podlaskim doszło do starcia dwóch drużyn, które do tej pory nie mogły być zadowolone z wejścia w nowy sezon. Po końcowym gwizdku kryzys ekipy z Zamościa tylko się pogłębił, bo Orlęta wygrały z AMSPN Hetmanem aż 4:0
Beniaminek zapowiadał, że ciężko pracował przez cały tydzień przed meczem w Radzyniu i liczył na zdobycie pierwszych punktów. – Musimy w końcu zacząć grać na miarę naszych możliwości. Trzy mecze nam nie wyszły, jednak czas o tym zapomnieć i wziąć się ostro do roboty – mówił Andrzej Rycak. Niestety zupełnie nic z tego nie wyszło. W niedzielę już po 20 minutach biało-zieloni mieli w zapasie dwa trafienia.
Wynik w 14 minucie otworzył Damian Szpak, który idealnie wykorzystał dośrodkowanie Piotra Zmorzyńskiego i głową skierował piłkę do siatki. Kilka chwil później były snajper Górnika Łęczna miał już na koncie dwa gole. Tym razem pokonał Michała Kiecanę w sytuacji sam na sam. Przed przerwą o bramkę mógł się jeszcze pokusić Kamil Groborz, ale przegrał pojedynek z bramkarzem Hetmana.
W przerwie trener Rycak zdecydował się aż na trzy zmiany. Niestety rezerwowi nie zmienili obrazu gry. Zwłaszcza, że w 63 minucie gwoździa do trumny rywali wbił Groborz po podaniu Jarosława Milcza. W 71 minucie hat-tricka skompletował Szpak, tym razem wykorzystując fatalną postawę defensywy zamościan. W końcówce Kiecana jeszcze raz wyciągał piłkę z siatki po „centrostrzale” Rafała Borysiuka. Sędzia ostatecznie bramki nie uznał, bo dopatrzył się faulu jednego z graczy Orląt.
Podopieczni Damiana Panka wreszcie zagrali swoje i z zimną krwią wykorzystali kilka sytuacji. Ostatnio biało-zieloni notują słabe starty do nowych rozgrywek, ale z biegiem czasu się rozkręcają. Teraz będą mieli okazję udowodnić, że wracają do formy. W środę czeka ich mecz na wyjeździe z Wólczanką, a w weekend u siebie z Lublinianką.
Orlęta Radzyń Podlaski – AMSPN Hetman Zamość 4:0 (2:0)
Bramki: Szpak (14, 20, 71), Groborz (63).
Orlęta: Wójcicki – Ebert (57 Nowacki), Zarzeczki, Konaszewski, Leszkiewicz, Zmorzyński, Król (46 Milcz), Borysiuk, Mielniczuk (65 Madejski), Groborz, Szpak.
Hetman: Kiecana – Czarniecki (46 D. Baran), Stolarski, Myszka, Fidler, Krawiec (46 J. Baran), Markowski, Kaznocha (46 Kudriawcew), A. Wołoch, K. Wołoch, Karaszewski.
Sędziował: Karol Iwanowicz (Lublin). Widzów: 450.
Lewart pękł w końcówce
Wielkim faworytem meczu pomiędzy Lewartem, a Stalą Rzeszów była oczywiście druga z drużyn. Lider potwierdził dobrą formę wygrywając 2:0. Gospodarze długo trzymali się jednak dzielnie, a obie bramki stracili w samej końcówce
W pierwszej połowie szybko gola po strzale głową zdobył Piotr Prędota, jednak sędzia bramki nie uznał. Goście mieli o to sporo pretensji do arbitra. Przed przerwą najlepszą okazję po stronie beniaminka miał Dawid Niewęgłowski. Zaskoczył bramkarza rywali groźnym strzałem z pierwszej piłki, ale kąt był zbyt ostry i nie trafił w światło bramki.
Po zmianie stron wydawało się, że podopieczni trenera Grzegorza Białka sprawią niespodziankę. Niestety w 78 minucie musieli pogodzić się ze stratą gola. Łukasz Szczoczarz dośrodkował do Sebastiana Brockiego, a ten z bliska, głową otworzył wynik zawodów. W samej końcówce Prędota bardzo przytomnie przepuścił piłkę do Sławomira Szeligi, a były gracz Cracovii nie miał problemów z pokonaniem Adriana Parzyszka.
Lewart Lubartów – Stal Rzeszów 0:2 (0:0)
Bramki: Brocki (78), Szeliga (90).
Lewart: Parzyszek – Mitura, Bijan, J. Niewęgłowski (80 Gorgol), Michna – D. Niewęgłowski, Rusinek (50 D. Pikul), Bujak, Kotowicz, Kompanicki (90 Kula) – Semczuk (77 A. Pikul).
Stal: Kaszuba – Hus, Baran, Drelich, Szybko (65 Lisańczuk), Brocki, Szeliga, Kanach (75 Zieliński), Maślany, Szczoczarz (82 Szymański), Prędota.
Żółte kartki: D. Pikul, Bijan – Baran, Brocki, Maślany
Sędziował: Paweł Smyk (Biała Podlaska). Widzów: 350.