– Inaczej to sobie wyobrażaliśmy, chcieliśmy dobrze wejść w nowy sezon. Może i zagraliśmy niezłe spotkanie, może przegraliśmy niezasłużenie, bo też mieliśmy swoje sytuacje, ale to gospodarze wykorzystali nasze błędy i dopisali sobie trzy punkty. I to się liczy, a nie wrażenie jakie pozostało - mówi Veljko Nikitović, kapitan Górnika Łęczna. Drużyna przegrała w niedzielę z GKS Tychy 0:2.
– Inaczej to sobie wyobrażaliśmy, chcieliśmy dobrze wejść w nowy sezon. Może i zagraliśmy niezłe spotkanie, może przegraliśmy niezasłużenie, bo też mieliśmy swoje sytuacje, ale to gospodarze wykorzystali nasze błędy i dopisali sobie trzy punkty. I to się liczy, a nie wrażenie jakie pozostało.
• Oba gole straciliście po strzałach Pawła Smółki zza pola karnego.
– Za pierwszym razem kopnął z 20 m i piłka odbiła się od słupka. W drugiej sytuacji Serek Prusak też nie miał żadnych szans. My wymienialiśmy dużo podań, utrzymywaliśmy się przy piłce, ale żadnych efektów nam to nie przyniosło.
• Poprzednie rozgrywki zaczęliście od trzech porażek.
– Nie wyobrażam sobie, aby mogło się to powtórzyć. Na pewno zrobimy wszystko, żeby nie przeżywać tego samego. Uważam, że teraz jesteśmy personalnie mocniejsi niż przed rokiem. W najbliższej kolejce musimy pokonać Wisłę Płock i wrócić na właściwe tory.
• W waszym zespole zaszły duże zmiany, a czasu było mało by zbudować i zgrać skład. To będzie działało na waszą niekorzyść.
– Zmieniło się dwie trzecie drużyny. Co prawda z Tychami mieliśmy niezłe fragmenty, ale to było za mało, aby odnieść zwycięstwo. Myślę jednak, że z każdym meczem będziemy rozumieli się lepiej, co z kolei przyniesie wymierne korzyści.
• Okno transferowe pozostaje otwarte i pewnie Górnik skorzysta z tej możliwości.
– Myślę, że klub cały czas będzie szukał wzmocnień. Trener uprzedził nas, że może przyjść jeszcze od dwóch do czterech nowych zawodników. W tej chwili szkoleniowcy dysponują wąską kadrą.
• Start sezonu to zawsze niewiadoma, aspirująca do ekstraklasy Olimpia został upokorzona przez Dolcan, a Arka, Termalica i Miedź tylko zremisowały swoje mecze.
– Poziom obecnych rozgrywek może być jeszcze bardziej wyrównany niż to było dwa czy trzy lata temu. Przede wszystkim trudno wskazać zdecydowanego faworyta do awansu. Dlatego trzeba skrupulatnie zbierać punkty i to nie w pierwszej kolejności z drużynami, które będą mocniejsze. Po punkty należy sięgać z zespołami pokroju Tychów, które na pewno nie były silniejszym przeciwnikiem od nas. Moi zdaniem jesteśmy lepsi, ale w tabeli tego nie widać i to boli najbardziej. Za trzy lub cztery dni nikt nie będzie pamiętał o stylu, że to nasza gra była przyjemniejsza dla oka.
• Dlaczego trener zdjął pana wcześniej z boiska?
– To decyzja szkoleniowca i nie będę jej komentował. Sądzę, że wszyscy graliśmy na podobnym poziomie.
• Sędzia powinien podyktować dla was rzut karny za zagranie piłki ręką przez jednego z rywali?
– Nie tylko ja uważam, że należała nam się jedenastka. Arbiter trzymał już nawet gwizdek w zębach, ale boczny coś mu powiedział do słuchawki i zrezygnował.
• Gracie dwoma środkowymi pomocnikami, więc jako defensywny ma pan ręce i nogi pełne roboty.
– Trener Szatałow preferuje ustawienie 4-4-2, a ta taktyka różnicy się od tego co graliśmy rok czy dwa lata wcześniej. Jeden lub drugi zawodnik coś zawali i robi się kłopot. Potrzeba trochę czasu, aby się do tego dostosować.
• Piłkarze, którzy pracowali wcześniej z Jurijem Szatałowem mówią, że po przegranych meczach trudno się z nim żyje.
– Nie mogę nic powiedzieć na ten temat, bo rozmawiamy tuż po spotkaniu i nie mieliśmy jeszcze analizy. Jednak nikt nie lubi przegrywać, zawodnicy są z tej samej gliny i także przeżywają porażki, identycznie jak trenerzy. Ale jesteśmy mężczyznami, musimy trzymać głowy w górze i walczyć. Za nami dopiero jedna kolejka, trzeba zasuwać w następnych i pokazać, że zasługujemy na grę dla tego klubu.