Rozmowa z Jolantą Siwińską, nową piłkarką Górnika Łęczna
- Ma pani bardzo bogatą kartę zawodniczą. W niej widnieje między innymi niemiecki 1 FFC Turbine Poczdam. Dlaczego nadal chce pani kontynuować swoją karierę w Polsce? I dlaczego zdecydowała się pani akurat na Górnik Łęczna?
– Uwielbiam grać o najwyższe cele, a Górnik mi to umożliwia. W Polsce nie było zbyt wielu klubów, w których mogłabym realizować swoje pragnienia. O grze poza granicami kraju nie zapomniałam i być może w przyszłości znowu spróbuję wyjechać na Zachód.
- Jak przebiega proces aklimatyzacji w drużynie?
– Z nowymi koleżankami ćwiczę dopiero kilka dni. Większość z nich znam ze zgrupowań kadry, więc dobrze się rozumiemy.
- Z kim będzie pani mieszkać w pokoju podczas zgrupowania na Litwie?
– Z Patrycją Balcerzak. Znamy się od wielu lat, więc bardzo cieszę się, że znowu będę mogła grać z nią w jednym klubie.
- Co dał pani pobyt w Niemczech?
– Nauczyłam się konsekwencji zarówno na boisku, jak i poza nim. Kluby niemieckie są znakomicie zorganizowane, a kobiecy futbol cieszy się tam olbrzymią popularnością. Mecze w Poczdamie średnio oglądało około dwóch tysięcy widzów. Najważniejsze starcia w Bundeslidze na żywo śledziło nawet ponad 4 tys. osób. W Poczdamie nie było męskiej piłki w dobrym wydaniu, więc całe miasto żyło wynikami Turbine. Czułam to nawet podczas spacerów po ulicach, kiedy byłam proszona przez kibiców o autografy. W Polsce takie sytuacje są nie do pomyślenia, a kobiecy futbol wciąż jest traktowany z przymrużeniem oka.
- Różnica organizacyjna między Niemcami i Polską jest pewnie ogromna...
– Tak, ale nie chcę narzekać. Widać to jednak nawet w tak prostej kwestii jak pożegnanie zawodniczek odchodzących z klubu. W Poczdamie zrobiono to z klasą. Wyszłam na środek boiska, były kwiaty, kibice skandowali moje nazwisko. W Wałbrzychu, gdzie ostatnio występowałam, nikt mi nawet nie powiedział słowa „dziękuję”. Gram w piłkę jednak, bo kocham tę dyscyplinę sportu. Robię to dla siebie i chce to robić jak najdłużej.
- Z Górnikiem będzie miała pani okazję bić się o Ligę Mistrzyń. Trafiłyście do grupy z Glasgow City, Anderlechtem Bruksela i gruzińskim Martve. Jak pani ocenia szansę łęcznianek?
– W Poczdamie grałam z wieloma sławnymi zawodniczkami. Musze stwierdzić jedno, to takie same kobiety, jak my. Wszystko jest możliwe, jeżeli tylko odpowiednio podejdziemy do tej rywalizacji. Naprawdę nie mamy się czego bać. Faworytem grupy jest Glasgow City, ale my pałamy olbrzymią chęcią rewanżu. Przypomnę tylko, że w eliminacjach mistrzostw świata przegrałyśmy ze Szkotkami, chociaż wcale nie czułyśmy się gorsze. Teraz możemy się odegrać.
- Czy wiadomo już na jakiej pozycji będzie pani grała w Górniku?
– Tak. Wprawdzie w przeszłości występowała już na wielu pozycjach, to w Łęcznej będę grała na środku obrony.