ROZMOWA Z Jurijem Szatałowem, szkoleniowcem Górnika Łęczna
To, że siedzi pan na konferencji prasowej ramię w ramię z prezesem klubu Arturem Kapelko i kapitanem drużyny Veljko Nikitoviciem pokazuje, jak zarząd w pana wierzy. Czy kiedykolwiek mógł pan liczyć na tak duży kredyt zaufania?
– U nas nie ma ludzi, którzy mieliby sobie coś do zarzucenia. Mamy do siebie zaufanie, w taki sposób pracujemy. Ja panu powiem, nie jesteśmy wielkim klubem, żeby kupować piłkarzy za duże pieniądze, nie jesteśmy w tej piramidzie finansowej na górze. Nie jest łatwo w małym mieście, bo to jest małe miasto, ściągać kilka tysięcy kibiców na stadion, nie jest łatwo zbudować też drużynę, gdzie szesnastu ludzi odchodzi. Takiego pytania nikt nie zadawał mi po trzech pierwszych meczach w pierwszej lidze, gdy nie wygrywaliśmy. Było za to zaufanie. Każdy do każdego. Prezes do trenera, trener do zawodników i każdy w każdego wierzył. I nadal tak pozostaje.
Ale wasze wyniki są znacznie słabsze niż jesienią, gdy Górnik był chwalony i grał ładną dla oka piłkę...
– Zawsze w jakiś sposób gra beniaminka jest niewiadomą. Później rywale poznają każdego zawodnika i przeciwdziałają. To ma duży wpływ na przebieg meczu. To nie jest tak, że zespół w ciągu miesiąca zapomniał jak grać. Nie ma takiej możliwości. Ale kiedy przychodzi taki mecz jak na przykład na Jagiellonii, gdzie prowadzimy grę, mamy przewagę, ale nie możemy wygrać. W takiej sytuacji powstają wątpliwości, nerwowość u zawodników, stres. Pracujemy w taki sposób, żeby tej nerwowości u piłkarzy nie było, żeby z tego kryzysu, udało się wyjść.
Ciągle mówi pan o stresie, a przecież macie doświadczoną drużynę.
– Grali w barażach o utrzymanie. Człowiek, który cały czas grał w ekstraklasie miał taki stres, że podał do swojego trenera, który był za linią, bo też miał białą koszulkę. To dotyczy i młodych i starych. Czasami zresztą młody mniej się denerwuje, ma też mniejsze kompleksy.
Mieliście dwa okienka na ściągnięcie wartościowego napastnika, a póki co zarówno Shpetim Hasani, jak i Evaldas Razulis, zawodzą...
–Najdroższym zawodnikiem zawsze będzie napastnik. To człowiek, który kreuje akcje, decyduje o przebiegu meczu. Nam zabrakło na pewno Fedora Cernycha, który złapał kontuzję pod koniec rundy jesiennej. Zespół to odczuwa. Kiedy prowadzimy grę, a nie możemy strzelić bramki, wkrada się nerwowość. Na pewno naszym dużym problemem jest też strzelanie bramek. Dużo ich nie tracimy, ale bardzo mało zdobywamy.
Jeśli mowa o napastnikach, to dlaczego żadnej szansy nie dostał jeszcze Piotr Okuniewicz? Jest za słaby na ekstraklasę?
– Zapraszam pana na trening. Ja go widzę codziennie na zajęciach, jak się prezentuje, pan nie. On wciąż łapie niepiłkarskie kontuzje. Musi najpierw przestawić się na wyższy poziom obciążeń. Między trzecią ligą skąd przyszedł a ekstraklasą jest przepaść.
W czym Górnik jest lepszy od pozostałych zespołów, walczących o utrzymanie?
– Po pierwsze jesteśmy dobrze przygotowani motorycznie. Po drugie na pewno mamy zespół. Jesteśmy w trudnej sytuacji, nie wygrywamy meczów, a ja widzę, że drużyna jest nastawiona bardzo bojowo, świetna jest też atmosfera w szatni. Pod tym względem nic się nie zmienia. W tym upatruję naszej szansy. W pozostałych meczach postaramy się zagrać bardziej spokojnie, wyrafinowanie i pokazać swoje atuty. Wierzę w swój zespół, bo stać nas na lepszą grę, niż ostatnio pokazywaliśmy.
U siebie gracie znacznie lepiej niż na wyjazdach, ale przegraliście z Piastem. Jak wobec tego można patrzeć z optymizmem na mecz w Gliwicach?
– Można. Dokładnie przeanalizowaliśmy to spotkanie, wiemy co zrobiliśmy źle i jak to poprawić. Nie byliśmy słabsi od Piasta, ale oni byli bardzo skuteczni. Mają dobrego napastnika, jakim jest Kamil Wilczek i trzeba go dobrze przypilnować. Moich chłopców na to stać. Poza tym do dobrej dyspozycji dochodzi Fedor Cernych, a na treningach nieźle prezentuje się też Shpetim Hasani. Jeśli przełożą to na ligę, nie obawiałbym się o naszą siłę ognia.