Rozmowa z Mateuszem Stolarskim, trenerem Motoru Lublin
- Ocena spotkania z Rakowem...
– Pierwsza sprawa: wygrał zespół lepszy, Raków zasłużył na zwycięstwo, stworzył więcej sytuacji, które wykorzystał. My mieliśmy dwa momenty. Najpierw w pierwszej połowie zakończony wysokim odbiorem, po którym Michał Król mógł wyprowadzić nas na prowadzenie. Drugi w drugiej połowie, trochę dłuższy, kiedy mieliśmy szansę Piotrka Ceglarza po stałym fragmencie gry. Mogliśmy wyrównać stan spotkania. Jeżeli chodzi o nasz zespół, to był sprawdzian przede wszystkim, jak bardzo jesteśmy odważni i czy mamy ograniczenia, czy należy się tej ligi bać, czy jednak grać swoje, nie być skrytym za gardą i próbować atakować. Chcieliśmy to robić, ale przeciwnik był z najwyższej półki i nie pozwalał na wiele. Widziałem jednak sporo dobrych momentów, mam zastrzeżenia o zbyt wolne wprowadzenie piłki od linii obrony. Przegapialiśmy te momenty, za bardzo poszliśmy w otwarty futbol i była seria faz przejściowych. W ten sposób dwa razy straciliśmy też bramki. Zamiast my wyprowadzić atak po stracie, zrobił to Raków. Druga na nasze życzenie po aucie, gdzie Raków wyprowadził kontrę. Myślę, że oczekujemy od siebie więcej, ale z optymizmem patrzymy w przyszłość. Wyciągamy wnioski na rywalu, który będzie walczył o mistrzostwo Polski. Jak zaczynać, to tylko z takimi drużynami, bo później łatwiej jest dostosować się do wymagań ligi.
- Czy nie straciliście obu bramek zbyt łatwo?
– Nie mam pretensji do zawodników, pierwsza sytuacja to nasz odbiór po dobrym pressingu, chcieliśmy zagrać do przodu, ale niecelnie, mieliśmy 60-70 metrów, żeby przeciwstawić się kontrze Złe zachowanie indywidualne w odbudowaniu pola karnego skończyło się bramką. Druga sytuacja była podobna, za szybko wrzuciliśmy aut i napędziliśmy się na presję. Poziom zawodników jest znacznie wyższy, po prostu błędy i fazy przejściowe powodują, że przeciwnik tworzy zagrożenie. Raków też popełnił błędy i my też mieliśmy okazje, ale nie wykorzystaliśmy swojego momentu. Piłka to gra błędów, dzisiaj strzela Raków, a w piątek zacznie Motor.
- Jakie były największe pozytywy?
– Największy jest taki, że ten zespół wyszedł bardzo odważny, bez żadnych ograniczeń, bez respektu, uwierzył w to, że może grać w lidze skutecznie. Trenerzy na konferencjach próbują stworzyć aurę, że będzie dobrze, że to jedna porażka. Ja nie muszę, bo zespół w szatni już wie, że będzie lepiej.
- Czy Raków nie przewyższał Motoru przede wszystkim pod względem fizycznym?
– Nie wiem, wiem że Raków przebiegł 1,5 km więcej, to nie jest jednak znacząca różnica. Było to spowodowane tym, że my nie trzymaliśmy piłki bardziej na połowie przeciwnika mimo, że mieliśmy okazję. Raków jest budowany przez dłuższy okres czasu, to zespół, który gra trochę w ekstraklasie czy w pucharach, profilowo zawodnicy są dobierani i kadra jest tworzona pod kątem intensywności i fizyczności. Jak patrzymy na transfery, to nie jest przypadkowo dobierana drużyna. Wygrywali więcej drugich piłek, bo za wolno odbudowywaliśmy pozycje po takich zagraniach.
- Okienko transferowe...
– Jest otwarte cały czas, a my ciągle szukamy zawodników, mamy pozycje, które chcemy wzmocnić, reakcja będą na bieżąco.
- Kontuzja Kamila Kruka...
– Diagnoza będzie w poniedziałek, na razie nie mogę nic więcej powiedzieć.
- Czy cała otoczka tego meczu miała wpływ na nerwowy początek, kiedy popełniliście sporo błędów?
– Nie miała wpływu, ponieważ będąc na stadionie Motoru często spotykamy się z tym, że jest powyżej 10 tysięcy kibiców, graliśmy przy pełnych trybunach. Kibice stworzyli świetne widowisko, ale to nie było dla nas zaskoczeniem.