W poniedziałek Motor Lublin przedstawił nowego wiceprezesa zarządu – Łukasza Jabłońskiego. W konferencji prasowej uczestniczył również szef beniaminka PKO BP Ekstraklasy i jego większościowy udziałowiec Zbigniew Jakubas. Jak zwykle kibice przy okazji dowiedzieli się wielu ciekawych rzeczy na najróżniejsze tematy. Np. że Bartosz Wolski zarabiał 27 tysięcy złotych w I lidze, że prezes Jakubas konsultuje się w sprawie transferów chociażby ze Zbigniewem Bońkiem czy że jeden z letnich nabytków jest... nieporozumieniem.
Rozwój klubu w zakresie pozasportowym...
– Cześć sportowa jest zbudowana także dzięki Goncalo Feio, który pokazał, co w klubie jest potrzebne. Wcześniej nikt nie powiedział, jak powinien być zorganizowany klub, w aspekcie przygotowania motorycznego, czego potrzeba, żeby drużyna mogła się rozwijać. Goncalo miał tę wiedzę, nie ma go już z nami, ale klub dalej się rozwija. Mamy teraz niesamowitą logistykę, podwyższyliśmy standardy. Na 100 procentową sprawność zawodnika składa się wiele elementów, jak również 15-osobowy team. Tym 15, który niedawno się u nas pojawił jest tłumacz dla Senegalczyków, który gra u nas w drugiej drużynie. Część administracyjna po pani Marcie, to były 2,5 osoby na krzyż. Od 1 września jest inaczej. Teraz mamy u nas także skautów. Będziemy rozwijali się w sposób zdroworozsądkowy. W części sportowej mamy prawie 50 osób, a w części administracyjnej 12. Tutaj jest miejsce, gdzie te następne osoby muszą się pojawić. Sponsoring i udział biznesu lubelskiego jest znikomy i to jest kula u nogi, którą musimy poprawić. W Kielcach pan Łukasz Jabłoński miał wpływy czterokrotnie większe, jak Motor ma z tego tytułu.
Stanowisko prezesa...
– To nie jest zadanie numer jeden. Po prezesie Tomczyku, który domaga się od nas 1,5 mln odszkodowania za to, że się sam tak naprawdę zwolnił. Nie chcę za wiele mówić, bo w grudniu mamy pierwszą rozprawę sądową. Widząc, jaki bałagan był w umowach i jakie zostały podpisane, to można ręce załamać. Dlatego na pewien okres nadal będę prezesem, do kiedy wszystkiego nie uporządkuję, to nie myślałem czy to będzie jeszcze pół roku, czy rok. Jak pojawiła się informacja, że prezes się zmienia, to natychmiast następuje niepokój u zawodników. Ja jestem długodystansowym zawodnikiem i mam cele, które chcę zrealizować. Jesteśmy rok przed czasem, a nie ma też wstydu w temacie tego, jak gramy. W polskiej piłce nożnej powojenne nikt nie awansował tak szybko do ekstraklasy, jak Motor.
Cele transferowe nie zostały zrealizowane...
– Emocje przedmeczowe zżerały trenera, każdy chciałby mieć po dwóch zawodników na każdą pozycję. My przeprowadziliśmy sześć transferów i nie jest łatwo się nie mylić. Przynajmniej jeden z tych ostatnich jest nieporozumieniem, a może nawet dwa są chybione. Mamy świadomość, że brakuje: dziewiątki, skrzydłowego na lewą stronę i obrońcy. My rozważaliśmy 10-12 osób na pozycję napastnika, ale żadna nie dawała gwarancji, że będzie wzmocnieniem. Ja trzy-cztery kontrakty podwyższyłem. Widząc, że zawodnicy mieli umowy z pierwszej ligi. Taki np. Bartek Wolski miał kontrakt 27 tysięcy złotych i z drugiej strony nowe kontrakty są niewspółmiernie wyższe. Umowę podwyższyliśmy, dostosowaliśmy, żeby było fair na boisku, nie może być tak, że przychodzi nowy, a nie jest wzmocnieniem, a ten który jest i i na dodatek dużo mu zawdzięczamy traktowany jest gorzej. Chcemy podwyższyć umowę Filipa Lubereckiego, przede wszystkim staramy się postępować fair z ludźmi.
Dwa letnie transfery już teraz niewypaliły...
– Nie da się zbudować zespołu, jeżeli wymienia się zbyt wielu zawodników. Wtedy nie będzie zespołu. Proszę zobaczyć po jakim czasie te nowe transfery wchodziły do gry. Simon chyba po dwóch miesiącach? Staramy się być profesjonalnym klubem, mówiłem, że będzie pięć-sześć transferów i tyle było. Nie udało się ściągnąć dziewiątki, ale może się okazać, że Senegalczycy zrobią różnicę i nie będziemy musieli szukać. Wrzucenie na lewą stronę zawodnika, którego będziemy poszukiwali, to wyłączy Piotrka Ceglarza. I pytanie czy ten nowy będzie lepszy? Najgorsza rzecz, to napchać się zawodnikami. Staramy się to robić rozumnie. Chciałoby się mieć kogoś takiego, jak Rodado, który strzela osiem bramek w siedmiu meczach. Może Mrazowi szczęście zacznie sprzyjać? My mamy cel, aby być w środku tabeli w pierwszym sezonie, może uda się ten cel podnieść do góry, ale pamiętajcie, że my 14 miesięcy temu byliśmy w drugiej lidze.
Zapowiedzi dyrektora sportowego o transferach...
– Przekazałem panu Michałowi, że jeżeli jeszcze raz popełni taki wywiad z portalem weszło, który jest bardzo nieprzychylny, to dowie się następnego dnia z weszło, że nie jest dyrektorem sportowym. Mądrzy ludzie robią, a nie mówią, nie uprzedzają faktów. Cisza dalej nas zaprowadzi niż szumne zapowiedzi. Wszyscy nas oceniają po pracy i gdzie będzie drużyna w następnych miesiącach. W kwestii transferów były rozbieżności w moim podejściu do transferów, które dyrektor myślał, że są sensowne. Ja lubię się konsultować z mądrzejszymi od siebie. Miałem tu przez kilka dni dyrektora sportowego jednego z klubów chorwackich, który ma 19 lat doświadczenia z różnych klubów, także w Anglii. Pokazał mi, jak organizował kluby i jak prowadził skauting. Bardzo szybko sprawdzał zawodników, którzy nam się wydawali bardzo dobrzy. Okazywało się, że mają duże obciążenia. Pamiętacie, jak Sędzikowski wyglądał w sparingu z Górnikiem Łęczna? Chcieli go od nas kupić od razu za pół miliona złotych. Parę godzin później Sędzikowski poszedł na dyskotekę, uszkodził kolano i nie podniósł się do tego czasu jako sportowiec. To jest ryzyko. Ja wydaję pieniądze, więc jak będę miał przekonanie po sprawdzeniu np. ze Zbyszkiem Bońkiem i innymi osobami, to nie będziemy żałowali na transfery. Na razie nie jesteśmy jednak Legią czy ustabilizowanym klubem w ekstraklasie. Kolejki do nas nie było. Jesteśmy beniaminkiem, który dopiero wszedł na ten poziom. Po meczu z Rakowem poprosiłem, żeby trener Papszun ocenił spotkanie i powiedział, jakie błędy popełniliśmy. To świadczy o klasie trenera i Michała Świerczewskiego, który jest moim serdecznym przyjacielem. Rywalizujemy na boisku, ale też sobie pomagamy. Trener Papszun w punkt powiedział, co źle zrobiliśmy w tym meczu.
Pozycja napastnika...
– Gdyby dyrektor czy trener powiedzieli, biorę zawodnika na swoje ryzyko, to dokonalibyśmy transferu. Pojawił się u nas zawodnik na dziewiątkę, był na testach. Sprawdziliśmy go przez moje kontakty. Na 3 sezony miał 1 wyjęty z powodów zdrowotnych. Ryzyko, że przyjdzie i zrobi różnicę było bardzo duże. Kontrakt miał być od razu na 2 lata. Ładowanie się w kosztownego zawodnika na 2 lata, zamykałoby nam możliwość transferu w zimie czy nawet w czerwcu. Gdyby się okazał niewypałem, to byłby koniec. Klub nie jest z gumy, jeden nie wypalił, to bierzemy następnego. My tak nie działamy. Dobry klub, dobrze funkcjonujący, to maksimum 25 zawodników pierwszej drużyny.
Czy nie warto zaufać dyrektorowi i sztabowi...
– Ostateczną decyzję ma trener, nie dyrektor i prezes. Taki mamy mechanizm, taki był za Goncalo. Za trenera Goncalo nie był dyrektora, bo sobie nie życzył, to był warunek kontraktu, że nie ma zaufania do dyrektorów. Teraz na końcu decyzję podejmuje dyrektor i sztab trenerski. Ja mówiłem o tym zawodniku, o którym wspominałem wcześniej. Powiedziałem, dobrze, bierzemy go, trudno, kontrakt na dwa lata. Miejcie świadomość, że jeżeli to będzie niewypał, to nie będzie już miejsca dla dziewiątki w okienku zimowym. Trener odparł, że rezygnujemy. Każdy z tych zawodników to kilkadziesiąt do 100 tysięcy wynagrodzenia. Ja nie mam pretensji do dyrektora, bo my od momentu awansu mieliśmy bardzo mało czasu. Już teraz zaczynamy skauting pod zimę, ale na czerwiec. Tyle trwają obserwacje, przygotowanie i rozmowy. W ostatnim momencie łapie się tych, których inne kluby nie chcą. Nie patrzmy na tu i teraz, za rok chcemy być w innym miejscu w naszej ekstraklasie.