Gdyby Piotr Rzepka od pierwszej minuty wystawił pełny skład, mogłoby dojść do niespodzianki. Bo Lechia Gdańsk wcale nie musiała awansować do 1/8 finału Pucharu Polski. Zespół z ekstraklasy nie pokazał wielkiego futbolu i pomimo dogrywki, nie włożył dużego nakładu sił.
Początek meczu był senny, mimo że rywal był atrakcyjny i „zielono-czarni” po raz pierwszy w tym sezonie prezentowali się własnej publiczności. Akcje Szałachowskiego i Grzegorza Wojdygi nie mogły przestraszyć gości. Groźnie natomiast zrobiło się w polu karnym łęcznian, gdy Paweł Socha odbił piłkę po strzale Pawła Nowaka.
Kilka minut potem obrońcami ładnie zakręcił Grzegorz Rasiak i na tym prawie zakończył swoje popisy w sobotę. Jeszcze tylko w 32 min przegrał pojedynek z golkiperem Bogdanki i zniknął w cieniu. Tego nie wytrzymał nawet trener Lechii Bogusław Kaczmarek, były szkoleniowiec Górnika Łęczna. – Dawaj „Rossi”! – krzyczał do swojego napastnika.
W 29 min zapachniało sensacją. Szałachowski podał na prawą stronę do rozgrywającego bardzo dobre spotkanie Oziemczuka, a ten z idealnie dośrodkował na głowę Ropiejki. Prowadzenie można było nawet podwyższyć przed przerwą, ale dogodnej sytuacji nie wykorzystał „Szałka”. Jego uderzenie przeszło tuż obok słupka.
W drugiej części próbkę swoich umiejętności zaprezentował Abdou Razack Traore. Gracz z Burkina Faso robił kolosalną różnicę. To po jego dośrodkowaniu z rzutu wolnego do wyrównania doprowadził Sebastian Madera.
W regulaminowym czasie gdańszczanie stworzyli sobie kolejne szanse, jednak w bramce gospodarzy świetnie spisywał się Socha, który nie przejmował się zaczepkami „kibiców” Lechii. W 89 min wygrał pojedynek z Łukasz Surmą, a później jeszcze obronił strzał Piotra Wiśniewskiego. Sędzia doliczył aż sześć minut, bo groźnie wyglądającej kontuzji nabawił się bramkarz Sebastian Małkowski.
W dogrywce dwa razy szczęścia próbował Nikitović, ale decydujący cios zadali zawodnicy z Trójmiasta. Choć przy współudziale miejscowych. Wojdyga odbił piłkę wprost do Wiśniewskiego, który miał dużo miejsca i czasu, aby z 19 m przymierzyć niemal w samo „okienko”.
Tym samym zrobił sobie prezent na 30 urodziny. W końcówce kilka stałych fragmentów Bogdanki przyśpieszyło trochę bicie serca, lecz nie odebrało awansu do 1/8 finału Lechii. Nic też nie dało przesunięcie do ataku Marcina Kalkowskiego.
– Do przerwy Bogdanka była groźniejsza. Mimo to z przekroju meczu zasłużyliśmy na zwycięstwo, ponieważ mieliśmy więcej sytuacji – ocenił Rasiak.
– Panie prezesie, ktoś musiał wygrać – „Bobo” Kaczmarek pocieszał po ostatnim gwizdku Artura Kapelkę.
Jednak w Łęcznej nikt nie robił tragedii z odpadnięcia z Pucharu Polski. Bardziej martwiono się ligą i środowym meczem z Okocimskim. Bo jest nad czym myśleć, patrząc na zachowanie defensywy, a zwłaszcza bocznych obrońców. W sobotę Michael Lukasiewicz miał może ze dwa sensowne zagrania...
GKS Bogdanka – Lechia Gdańsk 1:2 (1:0, 1:1)
Bramki: Ropiejko (29) – Madera (53), Wiśniewski (100).
GKS: Socha – Łukasiewicz, Midzierski, Kalkowski, Wojdyga – Oziemczuk (61 Irie), Sołdecki, Gamla, Mandrysz, Szałachowski (86 Nikitović) – Ropiejko (73 Pesir).
Lechia: Małkowski (85 Buchalik) – Bąk, Madera, Bieniuk, Pietrowski (97 Hajrapetian) – Surma, Andreu – Traore, Machaj (46 Wiśniewski), Nowak – Rasiak.
Żółte kartki: Kalkowski, Midzierski (G) - Surma (L).
Sędziował: Mariusz Korzeb (Warszawa).