GKS Katowice to zespół zupełnie inny niż w pierwszej części sezonu. Jesienią w 19 kolejkach "Gieksa” zdobyła zaledwie 17 punktów. A w tym roku w 10 spotkaniach już tylko o jeden mniej.
- Liczę na to, że GKS nie przyjedzie na nasz stadion po to tylko, aby się bronić. Tak jak zrobiła to Stal Stalowa Wola - mówi Grzegorz Szymanek.
- Katowiczanie potrafią grać w piłkę, co widać po ich wynikach w tym roku. Awansowali w tabeli, ale punktów wciąż potrzebują. Dlatego mam nadzieję, że zaprezentują otwarty futbol, podobny do naszego. Dzięki temu kibice mieliby na co popatrzeć.
Jesienią oba zespoły zafundowały właśnie takie spotkanie. Przy ul. Bukowej w Katowicach "zielono-czarni” zwyciężyli 3:2, strzelając dwa gole w samej końcówce. Ale pierwsze trafienie było dziełem Grzegorza Szymanka, który od tamtej pory nie uderzył już ani razu do siatki.
- Miałem kilka sytuacji, na przykład w Bielsku-Białej czy ze Stalą - przypomina wychowanek Górnika. - Faktycznie, już dawno nie zasmakowałem gola. Chciałbym bardzo, bo poczułbym się swobodniej, jednak znacznie ważniejsze są zwycięstwa zespołu. Teraz gram w drugiej linii i czuję się dobrze na nowej pozycji. Choć nie pokazałem jeszcze pełni swoich możliwości.
Mimo to w jedenastce łęcznian nie należy spodziewać się zmian. Wojciech Stawowy nie lubi dokonywać roszad w składzie, zwłaszcza kiedy drużynie idzie. Dlatego jedyna innowacja, w porównaniu do meczu w Turku, może nastąpić na prawej obronie, gdzie w miejsce Pawła Głowackiego powróci odpoczywający za kartki Paweł Tomaczyk.
Więcej zmartwień mają natomiast w katowiczanie. - Za kartki pauzuje Adrian Napierała, a z powodu kontuzji do autokaru nie wsiedli Grzegorza Górski i Bartosz Iwan - wylicza kierownik gości Paweł Maźniewski. - Jednak mamy wyrównany zespół, a bramki ostatnio zaczęli strzelać nawet napastnicy.