W piątkowy wieczór Motor musiał uznać wyższość Arki Gdynia, z którą przegrał na wyjeździe 0:2. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu zespołów?
Goncalo Feio (Motor Lublin)
– Chciałbym podziękować swoim piłkarzom za zaangażowanie, za wiarę do końca, bo tego nie można im odmówić. Co do meczu, paradoksalnie uważam, że w dłuższych okresach to był wyrównany mecz. Na pewno Arka miała pomysł na nas, jeżeli chodzi o wyjście z pressingu. Poprzez obniżenie bocznych obrońców, żeby wyciągać naszych środkowych pomocników na zewnątrz. I albo granie długiej piłki, albo obniżenie skrzydłowych lub szerokie ósemki. Myślę, że z tym poradziliśmy sobie nieźle, zwłaszcza w pierwszej połowie. Na początku meczu to my mieliśmy większą kontrolę i byliśmy częściej na połowie Arki. Niestety, coś co u nas zaczyna być na porządku dziennym – błędy indywidualne zaczęły napędzać zespół z Gdyni. Arka ma sporo jakości, więc jeżeli mają przestrzeń, to potrafią wygrać pojedynek i rozwiązywać sytuacje w sposób niekonwencjonalny, a przez to trochę cierpieliśmy. Dzięki temu mecz się mocno wyrównał i zaczęły być okresy, że Arka była na naszej połowie coraz częściej. Złe zarządzanie meczem z naszej strony, jeżeli brakuje pół minuty do końca pierwszej połowy i ty masz piłkę, to nie możesz jej oddać. Z drugiej piłki strzelili nam bramkę poprzez brak skrócenia i pressu na przedpolu. Na dużej jakości, Arka ma bardzo dobrych piłkarzy i niektórzy robili różnicę. W drugiej połowie coraz lepsze zarządzanie piłką gospodarzy. Wyszedł większy spokój, więcej utrzymania na naszej połowie, więcej łamania pressingu, ale karny, który zamknął mecz wynikał z długiej piłki. Nieszczęśliwa ręka i 2:0. Moja drużyna starała się grać do końca, było parę akcji. My jako sztab liczymy na bieżąco takie sytuacje stuprocentowe, to liczyliśmy albo 5:5 albo 6:5 dla Arki, więc to był wyrównany mecz. Nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji i punkty zostają w Gdyni. Nie mogę nic zarzucić swojemu zespołowi, po prostu przegraliśmy z drużyną, która miała więcej jakości niż my. Musimy się z tym pogodzić i pracować dalej.
Czwórka obrońców Arki i pressing Motoru…
– Zmiana ustawienia rywali z 3-4-3 na 4-3-3 nastąpiła już parę meczów temu, więc to nie było dla nas zaskoczenie. Tak samo, jak pomysł i sposób, w jaki chcieli wychodzić z naszego pressingu. Gospodarze dobrze wydłużyli momenty pressingowe. Nasz styl gry jest wymagający, szczególnie dla zawodników ofensywnych, ale my tak gramy co mecz. Jeżeli chodzi o przygotowanie motoryczne, to raczej my w końcówkach przeważamy. Trzeba pamiętać, że niektórzy piłkarze, którzy regularnie grają nie mogli być z nami. Nie jestem trenerem, który żałuje, że kogoś nie było, po prostu grali inni, dostali swoją szansę i walczyli.
Czwarta porażka z rzędu…
– Minął rok i tydzień, a ja przejmowałem zespół na ostatnim miejscu w drugiej lidze. To była bardziej kryzysowa sytuacja, ale do tej pory nigdy nie przegraliśmy dwa razy z rzędu. Teraz już cztery. To jest na pewno moment szczególny, w którym jeszcze się nie znaleźliśmy. Sposób działania przedstawiłem ostatnio, wierzę w konsekwencję. Po serii zwycięstw byliśmy stabilni, jeżeli chodzi o pracę, analizę i szukanie dróg do rozwoju, bo jak wygrywasz, to nie znaczy, że wszystko jest dobrze. A jak przegrywasz, to nie znaczy, że wszystko jest źle. Znaleźliśmy się w trudnym momencie, ale sposób naszej pracy, nie może ulec wielkim zmianom. Szukamy, gdzie możemy być lepsi. Przygotujemy się najlepiej, jak potrafimy na kolejne spotkanie. Na pewno moment jest trudny, bo wcześniej nie byliśmy w takiej sytuacji.
Wojciech Łobodziński (Arka Gdynia)
– Ten mecz miał kilka faz. Pierwsze 15 minut nie były dla nas dobre, ale braliśmy to pod uwagę. Wbrew pozorom wcale tak lekko nie trenowaliśmy między meczem pucharowym, a tym ligowym. Liczyliśmy, że nogi puszczą trochę wcześniej. Stąd początkowe problemy. Udało się skorygować ustawienie, bronienie i później moim zdaniem ten mecz się wyrównał, a im dłużej trwał to mieliśmy przewagę i to zarówno piłkarską, jak i taktyczną.