Każda passa kiedyś się kończy. W sobotę boleśnie przekonali się o tym piłkarze Motoru. Drużyna Goncalo Feio zagrała w Rzeszowie z najsłabszym zespołem zaplecza ekstraklasy, który na wiosnę doznał kompletu czterech porażek. Stal mocno się jednak zmobilizowała i ograła wyżej notowanego rywala 2:1.
Gospodarze przegrali pięć kolejnych meczów, a na zwycięstwo czekali od 25 listopada. Żółto-biało-niebiescy liczyli, że wykorzystają problemy rywali i po dwóch remisach z rzędu zgarną pełną pulę.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem: wrzutek Motoru (zazwyczaj z lewej strony boiska) i udanych interwencji obrońców Stali lub bramkarza. Najlepsze były centry z: 10 minuty, kiedy podawał Bartosz Wolski, a piłkę z głowy Samuelowi Mrazowi ściągnął Kamil Kościelny oraz 30 minuty. W drugiej sytuacji strzał głową oddał Wolski, ale problem w tym, że w… plecy Kościelnego.
Po 45 minutach gospodarze mieli na koncie trzy niecelne strzały na bramkę, a Motor tylko jeden, także niecelny. Druga połowa rozpoczęła się od wymuszonej zmiany. Kontuzjowanego Pawła Stolarskiego zastąpił Filip Wójcik. Niedługo później rzeszowianie w bardzo prosty sposób objęli prowadzenie.
Karol Lysiak zagrał na swojej połowie do Sebastiana Thilla, a ten od razu oddał piłkę do uciekającego obrońcom Adlera da Silvy. Brazylijczyk nie dał się dogonić Arkadiuszowi Najemskiemu, wpadł w pole karne i oddał świetny strzał po ziemi na 1:0.
Kolejne fragmenty meczu toczyły się pod bramką gospodarzy. Sporo roboty miał też VAR. Po starciu z Adlerem, w szesnastce rywali padł Najemski. Sędziowie uznali jednak, że karnego nie było. Co innego sytuacja z 64 minuty. Milan Simcak próbował wybić piłkę głową i położył rękę na ramieniu Wójcika. Traf chciał, że właśnie tam spadła piłka. Arbiter obejrzał sobie dokładnie całe zajście i niespodziewanie wskazał na „wapno”. Z 11 metrów nie pomylił się Piotr Ceglarz, a kibice żółto-biało-niebieskich pewnie pomyśleli, że ten karny, to zadośćuczynienie za niedawne spotkanie z Polonią Warszawa.
Mecz nabrał rumieńców, a „Cegi” błyskawicznie mógł mieć na koncie dublet. Dostał futbolówkę w pole karne i oddał dobry strzał, ale nie „dokręcił” piłki do bramki. Nie było gola na 1:2, to za chwilę zrobiło się 2:1. Po wyrzucie piłki z autu Łukasz Góra oddał strzał, a piłkę przed Kacprem Rosą przejął jeszcze Adrian Bukowski. 20-latek zachował się kapitalnie. Najpierw pilnował, żeby nie być na pozycji spalonej, a linię złamał Kamil Kruk. Kiedy już dopadł do futbolówki, to sprytnym strzałem piętą dał swojej drużynie prowadzenie po raz drugi.
Motor szybko mógł odpowiedzieć. Po centrze Ceglarza dobrze głową strzelił Najemski, ale Jakub Wrąbel nie dał się zaskoczyć. Na kolejne sytuacje dla gości trzeba było poczekać do doliczonego czasu gry. W trzeciej dodatkowej minucie rozpoczęło się oblężenie bramki Stali. Było mnóstwo dośrodkowań i konkretne okazje. Po wyrzucie piłki z autu bez przyjęcia futbolówkę zgrał Kruk, a Lis oddał ją do Mraza. Szkoda, że Słowak nieczysto trafił jednak w piłkę. Po chwili napastnik przyjezdnych „główkował” na bramkę, ale jeden z rywali wybił ten strzał z linii.
Stal dowiozła korzystny wynik do końca i przerwała kiepską passę, a Motor uda się na przerwę reprezentacyjną w kiepskich humorach, bo w trzech ostatnich kolejkach zanotował: dwa remisy i porażkę. Kolejne spotkanie o punkty drużyna trenera Feio zagra dopiero 1 kwietnia z GKS Tychy.
Stal Rzeszów – Motor Lublin 2:1 (0:0)
Bramki: Adler (51), Bukowski (70) – Ceglarz (66-z karnego).
Stal: Wrąbel – Warczak, Kościelny, Góra, Simcak, Łysiak, Bukowski (87 Danielewicz), Thill, Łyczko (75 Hrosu), Prokić, Adler (87 Wachowiak).
Motor: Rosa – Stolarski (48 Wójcik), Najemski, Kruk, Luberecki (61 Palacz), Scalet (61 Gąsior), Wolski, Ceglarz, Kamiński (62 Lis), Mraz, M. Król.
Żółta kartka: Prokić.
Sędziował: Damian Sylwestrzak (Wrocław).
Widzów: 3895.