Po dwóch remisach z rzędu nadarza się świetna okazja, żeby wrócić do wygrywania. Motor w sobotę zmierzy się na wyjeździe z najgorszą w tym roku na zapleczu ekstraklasy Stalą Rzeszów (godz. 17.30). Spotkanie będzie można obejrzeć na Polsacie Sport Extra.
Po spotkaniu z Polonią Warszawa w obozie ekipy z Lublina nie ma chyba ani jednej osoby, która nie odczuwa sportowej złości. Oczywiście, piłkarze mogli zrobić więcej, żeby wcześniej zamknąć mecz.
Nie udało się jednak zdobyć drugiego gola, a w kolejnych fragmentach nie brakowało kontrowersyjnych decyzji sędziego. Przypomnijmy, najpierw arbiter nie przyznał żółto-biało-niebieskim rzutu karnego po zagraniu ręką obrońcy rywali. Później uznał gola z „wapna” Szymona Kobusińskiego mimo wykonania jedenastki na dwa kontakty.
Szkoda straconych punktów, ale trzeba już zapomnieć o Polonii i skupić się na kolejnym rywalu. A tym w sobotę będzie Stal. Piłkarze Marka Zuba jeszcze trzymają się nad kreską, ale powiedzieć, że na wiosnę nie rozpieszczają swoich kibiców, to nic nie powiedzieć. Ekipa z Rzeszowa jest jedynym klubem w Fortuna I Lidze, który nie zdobył w 2024 roku nawet punktu. W czterech kolejkach Stal doznała czterech porażek, a dodatkowo ma bilans bramkowy 4-12.
Kiepska passa rzeszowian trwa jednak znacznie dłużej. Ostatni raz ze zwycięstwa najbliższy rywal Motoru cieszył się… 25 listopada. Pokonał wówczas u siebie Górnika Łęczna 3:0. Dwa następne mecze zremisował, a pięć kolejnych spotkań przegrał. Wiadomo, że nikt punktów za darmo nie oddaje, ale w tej sytuacji zdecydowanym faworytem sobotnich zawodów będą goście z Lublina.
Trener Goncalo Feio znowu będzie musiał podjąć kilka trudnych decyzji kadrowych. Ostatnio dobry mecz rozegrał Filip Luberecki, który zaliczył asystę. A gola strzelił przecież Samuel Mraz. Po pauzie za kartki do gry wracają jednak zawodnicy, którzy do tej pory regularnie występowali na pozycjach: lewego obrońcy i napastnika, czyli: Krystian Palacz i Kacper Śpiewak.
Po meczu z Polonią kibice z niecierpliwością czekali jeszcze na wieści w sprawie zdrowia jednego z zimowych nabytków. Jacques Ndiaye nie był w stanie o własnych siłach zejść z boiska. Ostatecznie opuścił murawę na noszach. A to zapowiadało groźny uraz. Skończyło się jednak na strachu.
– Po badaniach okazało się, że Jacques, na szczęście, doznał jedynie urazu w okolicach mięśnia przywodziciela – ogłosił klub z Lublina. Senegalczyk w najbliższym czasie na pewno nie pomoże kolegom, ale wszyscy liczą, że do gry wróci prędzej niż później.
To będzie ostatnia kolejka przed przerwą na reprezentację, dlatego warto byłoby wywalczyć trzy punkty i do kolejnego spotkania, które zostanie rozegrane dopiero 1 kwietnia (z GKS Tychy) przystępować w znacznie lepszych humorach.