Chcąc już w tej kolejce zapewnić sobie utrzymanie Górnik Łęczna potrzebował zwycięstwa nad fatalnym w meczach wyjazdowych Zagłębiem Sosnowiec. Podopieczni Ireneusza Mamrota stworzyli co prawda kilka sytuacji, jednak żadna z nich nie przyniosła bramki. Na potwierdzenie ligowego bytu będą więc musieli poczekać na mecz Skry Częstochowa.
Górnik Łęczna podejmował na własnym stadionie Zagłębie Sosnowiec. Pomimo ścisłego sąsiedztwa w pierwszoligowej tabeli ciężko było twierdzić, że był to mecz o sześć punktów. Zielono-czarni wygrywając mogli zapewnić sobie utrzymanie w Fortuna I Lidze.
Przeciwnik był ku temu idealny. Drużyna z Sosnowca ostatni raz wygrała w delegacji podczas trzeciej serii gier, a od tego czasu grała tam słabo remisując lub jeszcze słabiej przegrywając. Dość powiedzieć, że z 37 zgromadzonych przed spotkaniem w Łęcznej punktów 27 pochodziło właśnie z pojedynków u siebie.
Podopieczni Ireneusza Mamrota od pierwszego gwizdka nie chcieli zostawiać niczego w rękach Skry Częstochowa i szybko przyklepać ligowy byt. Efektem tego były dwie szanse Karola Podlińskiego. 25-latek miał zresztą dużą łatwość w dochodzeniu do sytuacji podbramkowych. Kiedy jednak już się w nich znalazł brakowało mu po prostu zimnej krwi.
Na szczególną pochwałę zasługiwała praca bocznych obrońców. Daniel Dziwniel w połączeniu Serhijem Krykunem sprawiali niemałe kłopoty defensywie Zagłębia. Ukrainiec brał wiele piłek na siebie i bezkompromisowo wchodził pojedynki jeden na jednego. Podobać mógł się także Dawid Tkacz, który zanotował kilka niezłych dośrodkowań.
Marcin Malinowski widząc, jak niebezpiecznie wygląda gra w bocznych sektorach zdecydował się na dwie zmiany w przerwie. Nie zneutralizowało to bardzo aktywnego Krykuna, ale na pewno wprowadziło więcej spokoju w poczynaniach jego piłkarzy. Na drugą połowę Górnicy wyszli jeszcze mocniej nastawieni na grę ofensywną. Zaowocowało to kolejną sytuacją Podlińskiego w 50 minucie. Wydawało się, że bramka po której stadion w Łęcznej eksploduje jest kwestią czasu.
Mimo przewagi ciężko było mówić o „setkach” pod bramką Mateusza Kosa. Doświadczony golkiper większość pracy w tym spotkaniu miał głównie na przedpolu i wywiązywał się z niej bardzo dobrze. Podobnie zresztą swój występ może ocenić Maciej Gostomski, który choćby w 75 minucie uratował swój zespół przed utratą bramki.
Im dalej w mecz, tym goście zaczęli być groźniejsi. Raz za razem dośrodkowywali w pole karne Gostomskiego, konsekwentnie szukając swoich szans w powietrznych pojedynkach. W 84 minucie domagali się rzutu karnego, ale go nie dostali. Dobry kwadrans po przerwie rozbudził apetyty lokalnych fanów jednak okazało się to ostatnim, tak intensywnym okresem tego popołudnia. Piłkę meczową na nodze w 92 minucie mieli jeszcze sosnowiczanie, ale w sytuacji sam na sam Tymoteusz Klupś trafił tylko w boczną siatkę.
Górnik Łęczna – Zagłębie Sosnowiec 0:0
Górnik: Gostomski – Zbozień, Biernat, de Amo, Dziwniel – Kozak, Pawlik (68 Lewkot), Kreyziu (74 Pierzak), Krykun, Tkacz (68 Kwiatkowski) – Podliński (81 Zabiński)
Zagłębie: Kos – Borowski (46 Troc), Bykov, Dalic, ZIemann – Rozwandowicz (C), Karwot, Szumilas (68 Guezen), Wrzesiński (88 Klupś), Bryła (46 Ryndak) – Fabry
Żółte kartki: Pawlik – Fabry
Sędziował: Szymon Łężny (Kluczbork)