ROZMOWA Z Patrykiem Szyszem, napastnikiem Górnika Łęczna
- Nie możecie być zadowoleni po rundzie jesiennej, bo zanotowaliście aż dziewięć porażek i ledwie cztery wygrane…
– To była dla nas bardzo zła runda. Zajmujemy dopiero 17 miejsce. Spodziewaliśmy się zdecydowanie lepszych wyników. W każdym meczu staraliśmy się dawać z siebie wszystko, ale nie zawsze przynosiło to efekt. Mamy drużynę składającą się z mieszanki rutyny z młodością. W kilku meczach udawało nam się przeważać, ale nie przekładało się to na korzystne rezultaty.
- Wiosną Górnikowi o te punkty będzie łatwiej czy trudniej?
– Moi koledzy po spadku z ekstraklasy, a ja po powrocie z Motoru poznaliśmy Nice i I ligę i jej specyfikę. Myślę więc, że wiosna będzie jeszcze trudniejsza. Wszystkie drużyny będą po okresie przygotowawczym i podejmą walkę o swoje cele. My również go mamy i jest nim zapewnienie sobie utrzymania. Obecnie różnice punktowe nie są duże. Jesteśmy nisko w tabeli, ale będziemy walczyć o to by z każdą następną kolejką iść w górę.
- A jak ocenisz swoją debiutancką rundę na pierwszoligowym poziomie?
– Myślę, że można ją ocenić na plus. Jednak to nie jest dla mnie najważniejsze, bo najistotniejszy jest zespół, a wiadomo w jakiej jesteśmy sytuacji. Dlatego moje indywidualne osiągnięcia nie przełożyły się wynik zespołu i to mnie martwi.
- Chyba nie spodziewałeś się, że będziesz najlepszym strzelcem zespołu?
– Jest to dla mnie pewne zaskoczenie, ale cieszę się, że tak jest. Jednak muszę dalej pracować, żeby utrzymać taką formę.
- Mimo małego doświadczenia byłeś wyznaczony do rzutów karnych. Czułeś dużą presję?
– Największa towarzyszyła mi, gdy podchodziłem do pierwszej jedenastki i to przy stanie 0:0. Graliśmy wtedy w Łęcznej z Zagłębiem Sosnowiec. Potem tej presji stopniowo ubywało. Co ciekawe, w nocy przed meczem z Zagłębiem śniło mi się, że wykonuję karnego. Uderzyłem w róg bramki, ale golkiper obronił. Pomyślałem, że to może być jakiś znak. I podczas spotkania uderzyłem w drugą stronę.
- Grywałeś w tej rundzie na różnych pozycjach. Gdzie czujesz się lepiej?
– Chyba na skrzydle, ale w ataku też starałem sobie radzić. Jedni mówią, że najlepsze mecze rozgrywałem na skrzydle, a niektórzy, że na „dziewiątce”. Myślę, że obie te pozycje aż tak bardzo się nie różnią. Na „szpicy” gra się przeważnie tyłem do bramki. I z tym miałem trochę problemów. Lepiej czuje się grając przodem do bramki.
- Nie należysz do najbardziej postawnych zawodników ofensywnych w Nice I lidze…
– Właśnie dlatego lepiej czuję się w grze, w której mam piłkę z przodu. Wtedy mogę zagrać jeden na jeden, zamiast walczyć z rywalami poprzez przepychanie się z rywalami, będąc tyłem do bramki.
- Masz jakiś sposób, żeby to poprawić?
– Bardzo ważny będzie dla mnie zimowy okres przygotowawczy. Skupię wtedy swoją uwagę na przygotowaniu fizycznym. Na pewno będę chciał poprawić się w tym elemencie.
- A co było dla ciebie najtrudniejsze w I lidze?
– Wkomponowanie się w styl gry. Mam na myśli to, że gra się w niej siłowo, sporo jest też taktyki. To był dla mnie spory przeskok po występach w III lidze w zeszłym sezonie.
- Czy jako wychowanek klubu byłeś swego rodzaju liderem młodszych zawodników w szatni?
– Znam się z chłopakami z pierwszego zespołu nieco dłużej bo zanim poszedłem na wypożyczenie do Motoru to byłem przy drużynie, trenowałem razem z nią. Wiadomo, że dzięki temu było mi łatwiej wejść do szatni przed tym sezonem.
- Łączysz grę w Górniku z nauką?
– Tak. Studiuję psychologię na WSEI. Mam indywidualny tok studiów. Jest ciężko, ale jakoś staram się godzić naukę z piłką. Zobaczymy jak to będzie po pierwszej sesji (śmiech).
- Wiążesz przyszłość z tym kierunkiem po przygodzie z piłką?
– Bardziej myślę o tym, żeby pozostać przy futbolu, ale interesuje mnie ten kierunek. Zresztą psychologia w sporcie jest bardzo istotna bo wszystko zaczyna się w głowie zawodnika.