Górnik Łęczna walczył dzielnie z Rakowem Częstochowa w półfinale Fortuna Pucharu Polski, ale ostatecznie musiał uznać wyższość lidera PKO BP Ekstraklasy ulegając mu 0:1. Jak środowe spotkanie podsumowali obaj szkoleniowcy?
Marek Papszun, trener Rakowa
– Gratuluję drużynie, a także sztabowi, bo jesteśmy po raz trzeci z rzędu w finale Pucharu Polski. A to oznacza, że wygraliśmy w tych rozgrywkach 16 meczów z rzędu i to jest coś wielkiego. Większość tych spotkań kończyła się naszymi przekonującymi zwycięstwami. Z Górnikiem nie wygraliśmy wysoko, ale zasłużenie. To jest wielki wyczyn, dlatego będziemy chcieli po raz trzeci wygrać te rozgrywki. By móc mieć na to szansę trzeba było powalczyć w Łęcznej. Gospodarze w pierwszej połowie pokazali dużą ambicję, a tego się spodziewaliśmy. Widać, że trener Mamrot miał plan na to spotkanie. Mimo tego, że już w pierwszej połowie mieliśmy więcej okazji to spotkanie nie toczyło się w pierwszej połowie pod naszą kontrolą. Natomiast w drugiej połowie zdominowaliśmy rywala i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo. Drużyna pokazała dużą odpowiedzialność i jakość poprzez stwarzania okazji bramkowych. Myślę, że zaprzeczyliśmy tym, którzy myśleli, że już jest po nas, ale jak widać jeszcze żyjemy.
Ireneusz Mamrot, trener Górnika
– Myślę, że jeśli chodzi o pierwszą połowę to mogę być zadowolony z postawy swojego zespołu. Oczywiście Raków stworzył sobie dogodne sytuacje, ale i my mieliśmy swoje okazje. Może nie były one stuprocentowe, ale zagroziliśmy rywalom. Nie ustrzegliśmy się kilku błędom w naszym ustawieniu.
– Mam nadzieję, że nic poważnego nie stało się Siergejowi Krykunowi, bo pierwsze sygnały były takie, że coś stało się z jego okiem, a jak wiadomo jest to bardzo ważny dla naszej drużyny zawodnik.
– Stracona bramka i zejście Krykuna mocno utrudniła nam zadania. Na boisko wszedł Damian Gąska, ale on dopiero wraca po dość długiej kontuzji. Trzeba też jednak przyznać, że na dzień dzisiejszy jakość piłkarska Rakowa jest wyższa od naszej.
Czy gol stracony dwie minuty po wznowieniu gry był skutkiem braku należytej koncentracji?
– Nie powiedziałbym, że przy stracony golu zabrakło koncentracji. Nasz zawodnik popełnił po prostu błąd techniczny i źle wybił piłkę. Analizując nasze mecze w lidze w każdym spotkaniu zdarzał nam się jakiś błąd i rozmawiałem o tym z zespołem. Wiedziałem, że z rywalem z wyższego poziomu taki błąd może mieć bolesne konsekwencje.