Rozmowa z Kamilem Kieresiem, nowym trenerem Górnika Łęczna
Niech Pan zdradzi, jak doszło do tego, że znalazł się w Łęcznej?
– Byłem dostępny na rynku trenerskim, a jeżeli pojawiają się oferty to nie ma dla mnie znaczenia czy pracuje w pierwszej czy drugiej lidze. Choć wiadomo, że priorytetem jest Ekstraklasa, w której w przeszłości miałem już okazję pracować. Rozmowy z zarządem Górnika były bardzo konkretne. Wspólnie szukamy wyzwań, a ja lubię pracować tam gdzie się one pojawiają. Nie chcemy rzucać od razu hasła „awans”. Wiemy, że klub ma ku temu potencjał, ale trzeba zbudować do tego odpowiednią ścieżkę.
Czy praca w Górniku i powierzona misja wydaje się Panu trudna?
– Każde zadanie jest trudne. Wystarczy spojrzeć na GKS Katowice czy Widzew Łódź w poprzednim sezonie. Nie tyko budżet kreuje to, czy osiągnie się sukces. Ja dwukrotnie mierzyłem się w swojej karierze z walką o awans. W Bełchatowie udało się awansować do Ekstraklasy, natomiast w GKS Tychy wywalczyliśmy promocję do pierwszej ligi. Druga liga to nie są łatwe rozgrywki. Na boisku nikt nikomu za darmo niczego nie odda. Dlatego trzeba mieć zespół, który będzie dobrze przygotowany do sezonu. Bardzo ważna jest też relacja na linii trener-zarząd i zarząd-zawodnicy. Jest tu wiele rzeczy, w których widzę potencjał, choć też wiele rzeczy, które nie funkcjonują tak jak powinny. Nie chcę natomiast zdradzać tego, co mam tutaj zrobić. Górnik Łęczna zatrudnił mnie, licząc na moje doświadczenie w sytuacji walki o awans.
Zapewne oglądał Pan wcześniej mecze Górnika. Co trzeba poprawić?
– Obejrzałem wszystkie mecze drużyny w poprzednim sezonie. Nie chciałbym się skupiać na tym co było złe. Nie lubię wypowiadać się o pracy poprzedniego sztabu szkoleniowego. Podstawową sprawą jest dla mnie przebudowa kadry, która ma liczyć 25 graczy. Wiadomo więc, że siódemka piłkarzy zostanie dokooptowana i w tej siódemce też musimy zwrócić uwagę na młodzieżowców. Ja osobiście lubię sobie sprofilować zawodników i dobrać po dwóch na pozycję by w zespole była zdrowa rywalizacja.
W poprzednim sezonie jedynym napastnikiem w zespole był Paweł Wojciechowski. Bez niego zespół miał straszne problemy ze zdobywaniem bramek. Czy wobec tego latem można się spodziewać jakiegoś wzmocnienie w linii ataku?
– Na pewno. Aczkolwiek tworząc kadrę musimy uwzględniać w niej dwa miejsca dla młodzieżowców. Natomiast Paweł Wojciechowski nie grał zbyt wiele, ale zdobywał gole nawet wchodząc z ławki rezerwowych. To zawodnik o sporych możliwościach, ale też mający problemy zdrowotne. Nie stawiam w ciemno, że będzie to lider linii napadu. Jeżeli cały zespół będzie dobrze zorganizowany to Wojciechowski będzie mu bardzo przydatny.
Wielu trenerów przychodząc do nowego klubu ściąga do niego dwóch, trzech dobrze sobie znanych piłkarzy. Pan ma podobne podejście?
– Do tej pory nie ciągnąłem za sobą zawodników, którzy wcześniej ze mną pracowali. Rozmawialiśmy o tym, czy taka rzecz może nastąpić. Nie zamykamy takiej drogi. Jeżeli byłaby sytuacja, w której zawodnik stwarza odpowiedni potencjał do tego, żeby nas wzmocnić to wszystko jest możliwe.
Pracował pan w Bełchatowie, teraz przyszła pora na Łęczną. A jak wiemy oba te miasta i kluby mają podobną charakterystykę...
– Zgadza się. Klimat i w Bełchatowie i w Łęcznej jest podobny, ale ja nie patrzyłem na te aspekty. Przede wszystkim jestem trenerem, który lubi budować zespół od podstaw.
Miał pan oferty z innych klubów?
– Tak. Ale nie ma sensu już teraz o tym mówić. Górnik był najbardziej konkretny. Dlatego chce tu być.