Rozmowa z Arkadiuszem Majem, zawodnikiem Orląt Spomlek Radzyń Podlaski
- Skąd ten renesans formy w Radzyniu Podlaskim?
– Ciężko powiedzieć, na pewno bardzo dobra atmosfera w zespole zrobiła swoje. Błyskawicznie się zaaklimatyzowałem w Orlętach i to chyba główny powód. Szybko poczułem, że jestem częścią drużyny, a dzięki temu mogłem odbudować formę.
- Po dobrych występach w Stali Kraśnik przeniósł się pan do pierwszoligowego Podbeskidzia Bielsko-Biała. Z perspektywy czasu, to jednak była zła decyzja?
– Byłem wtedy bardzo młodym zawodnikiem. A w takiej sytuacji, jak dostaje się ofertę z pierwszej ligi, to zazwyczaj każdy chciałby z niej skorzystać. Z biegiem czasu na pewno patrzę już na to wszystko trochę inaczej. Rzeczywiście, mogłem wtedy podjąć inną decyzję. Z drugiej strony nie wyszedłem na tym aż tak źle. Ta sytuacja także ukształtowała mnie jako piłkarza. Nabrałem trochę doświadczenia. Może nie piłkarskiego, bo tych minut na boisku było bardzo mało, ale samo przebywanie w szatni z zawodnikami, którzy grali na poziomie centralnym mi pomogło.
- Przed transferem do Orląt wylądował pan jeszcze w klasie okręgowej, w drużynie Orła Urzędów. Skąd ten pomysł?
– Tak naprawdę chciałem sobie zrobić wtedy przerwę od piłki i bardziej potraktowałem to jako hobby i grę dla przyjemności. A dodatkowo prezesem był mój znajomy i chciałem pomóc drużynie.
- Ta przerwa chyba się przydała. Już w poprzednim sezonie w barwach Orląt było 10 goli w 16 meczach. Teraz licząc ligę i Puchar Polski osiem w 13 występach. To naprawdę całkiem niezłe liczby dla napastnika…
– Na pewno przerwa wpłynęła na mnie korzystnie. Pod względem statystyk podobny sezon miałem w barwach Stali Kraśnik, ale to było w czwartej lidze.
- Jeżeli chodzi o drużynę z Radzynia Podlaskiego, to świetnie wystartowaliście, ale później przytrafił wam się mały dołek formy. Z czego wynikał?
– Naprawdę trudno powiedzieć. Przed każdym meczem nastawienie było bardzo pozytywne, ale w pewnym momencie zaczęliśmy popełniać proste błędy, były też problemy z koncentracją. Na pewno brakowało nam szczęścia, ale może swoje zrobił też fakt, że graliśmy wtedy co trzy dni? Wrzesień był bardzo ciężki. Ważne jednak, że wyciągnęliśmy wnioski i znowu zaczęliśmy osiągać dobre wyniki.
- No właśnie. Ostatnio pokonaliście dwie czołowe drużyny grupy czwartej III ligi: Chełmiankę i ŁKS Łagów. A przed wami starcie z wiceliderem Cracovią II…
– Szczerze mówiąc czujemy, że nawet lepiej gra nam się z takimi zespołami z czołówki. Łagów, Chełmianka i Cracovia II właśnie takie są. Do Krakowa pojedziemy z pozytywnym nastawieniem. Chcemy wywieźć stamtąd jakieś punkty. Wiemy, że nie będzie łatwo, ale jesteśmy dobrej myśli. Można powiedzieć, że obecnie jesteśmy na fali i wierzymy, że uda się to podtrzymać.
- Jakie miejsce na koniec sezonu zostanie przyjęte w Radzyniu Podlaskim z zadowoleniem?
– Tak naprawdę gramy o zwycięstwo w każdym spotkaniu. Dlatego im wyżej, tym lepiej. Myślę, że jeżeli utrzymamy obecną formę, to stać nas na zakończenie rozgrywek w pierwszej piątce.
- A indywidualne cele?
– Przed sezonem sam o tym myślałem, ale podobnie mówił trener, że dobrze byłoby powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu, czyli 10 bramek. Jeżeli uda się poprawić ten dorobek, to na pewno będzie dobrze. Tak naprawdę na to jednak nie patrzę, cieszy mnie przede wszystkim, kiedy drużyna wygrywa. Jeżeli zespół idzie do góry, to ja też. Koncentrujemy się na tym, żeby wygrać, jak najwięcej meczów, a jeżeli moje bramki się do tego akurat przyczynią, to będzie dodatkowy plus.
- Kibice muszą się już zacząć obawiać, że wkrótce Arkadiusza Maja może nie być w Orlętach?
– Na ten temat za bardzo się nie wypowiem, na razie jestem w Radzyniu Podlaskim i jest mi tu dobrze.