ROZMOWA Z Kamilem Majkowskim, piłkarzem Motoru Lublin
Biorąc pod uwagę świetny początek meczu chyba nie do końca jesteście zadowoleni z remisu w Ostrowcu?
– Wygraliśmy 11 meczów z rzędu i chcieliśmy pokonać kolejnego rywala. Było blisko, bo wszystko dobrze się zaczęło. Prowadziliśmy 2:0, a później nie wiem co się stało. Głupie błędy i szybko jest 2:2. W końcówce mieliśmy dwie dobre sytuacje, ale nic nie wpadło. Trudno, trzeba walczyć dalej. Nic wielkiego się nie stało. Może tyle, że Garbarnia wygrała, ale to ciągle my jesteśmy liderem. Oni mają dwa zaległe spotkania, tylko pamiętajmy, że jeszcze muszą je wygrać, dlatego walka o pierwsze miejsce jeszcze się nie skończyła.
Po tej kolejce można powiedzieć, że ciągle trzy zespoły są w grze o awans...
– Na pewno tak. Wydaje się, że Garbarnia jest w najlepszej sytuacji, ale my nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Czujemy się w tej rundzie naprawdę mocni i do ostatniej kolejki zapowiada się bardzo ciekawy wyścig o awans. My nie zrezygnujemy i będziemy walczyli dalej.
Przy wyniku 2:0 myśleliście, że będzie już łatwiej?
– Wszystko fajnie się ułożyło i liczyłem, że dowieziemy trzy punkty do końcowego gwizdka. Niestety, skończyło się wynikiem 2:2. Musimy dokładnie przeanalizować sytuacje, w których traciliśmy gole i wyciągnąć wnioski, żeby coś takiego więcej nie miało już miejsca.
KSZO czymś was zaskoczyło w tej końcówce pierwszej połowy?
– Wiedzieliśmy, że to dobry zespół, który potrafi wygrywać. Pokazali to nie raz w tym sezonie. Nie powiedziałbym, że nas zaskoczyli. Mogliśmy wygrać, ale zremisowaliśmy.
Komu trzeba zapisać drugą bramkę w Ostrowcu? To było trafienie Kamila Majkowskiego, czy jednak samobój?
– Nie wiem, czy ten gol pójdzie na moje konto, ale nie obrażę się, jeżeli tak będzie. Ja strzeliłem, ale obrońca jeszcze skiksował i zanim piłka wpadła do siatki na pewno ją dotknął. Bez względu na to, jak to zaliczą cieszę się, że zrobiłem fajną akcję i że mogłem pomóc drużynie.
Indywidualnie możesz być chyba zadowolony. Z Avią Świdnik były dwie bramki, teraz ważna akcja na 2:0. Po długim oczekiwaniu na gola w Motorze najgorsze masz już chyba za sobą...
– Zdecydowanie tak. Tym razem zagrałem na lewej pomocy. Cieszę się, że trener dał mi szansę powrotu do podstawowego składu po takim dłuższym rozbracie z jedenastką. Najważniejsze, że zespół wygrywał, nikt się u nas nie gniewał, że siada na ławce, tylko wszyscy dopingowali chłopaków i każdy dawał z siebie 100 procent bez względu na to, ile czasu spędzał na boisku.