Rozmowa z Michałem Gałeckim, zawodnikiem Motoru Lublin
- Zdobyłeś kluczowego gola na 1:0. Kto wie, jak skończyłby się mecz z Orlętami gdyby nie bramka do szatni. W pierwszej połowie mieliście dużo problemów z rywalem...
– Zespoły przyjeżdżają na Arenę i w pierwszej połowie starają się grać z kontry. Zawsze jest ciężko przed przerwą, bo rywale są dobrze zorganizowani. W drugich połowach wiadomo, że mecze trochę się otwierają i jest więcej miejsca. Tomek dobrze mnie zobaczył i udało się strzelić, ale to nie jest ważne, kto zdobywa bramki, liczy się, żebyśmy otwierali wyniki i później kontrolowali mecze, a na koniec wygrywali.
- Po przerwie grało się wam łatwiej?
– Tak. Drugie połowy mają to do siebie, że kiedy gramy u siebie to jednak mamy trochę więcej miejsca. Można swobodniej pograć w piłkę i po prostu gra się nam korzystniej.
- Jesteście zadowoleni z tego początku sezonu? Przed tygodniem była wygrana w Pucharze Polski z Wisłą Puławy, a teraz trzy punkty w lidze...
– Widać, że jesteśmy dobrze przygotowani pod względem fizycznym, a do tego mamy czterech nowych zawodników. Myślę, że wszystko będzie szło w dobrym kierunku tak, jak podczas meczu z Orlętami i że w każdym meczu będziemy walczyli o trzy punkty.
- Macie w tabeli kilka drużyn przed sobą, ale w pierwszej kolejce nie udało się zmniejszyć strat. Nie będzie chyba łatwo dogonić rywali...
– Ważne, żebyśmy przynajmniej na początku najpierw patrzyli bardziej na siebie. Wiadomo, że mamy pięć punktów straty do lidera, kilka innych drużyn też jest przed nami. Są jednak mecze bezpośrednie, gramy praktycznie z całą czołówką. Trzeba się jednak koncentrować na każdym, kolejnym meczu. Wszystkie spotkania są ważne. Po zwycięstwie z Orlętami trochę się pocieszymy, ale od jutra trzeba się już regenerować i myśleć o kolejnym, sobotnim występie. Teraz starcie z Avią będzie najważniejsze. Wiadomo, że derby rządzą się swoimi prawami, ale gramy u siebie i musimy to wykorzystać. Zostało jeszcze 16 kolejek i trzeba cały czas walczyć. Nie da się nie patrzeć w tabelę, każdy patrzy na rywali, czy ktoś zgubił punkty, czy nie. Trzeba jednak przede wszystkim robić swoje.
- Jak to się w ogóle stało, że wylądowałeś w Motorze? W końcu poprzedni sezon spędziłeś w Sandecji Nowy Sącz i zagrałeś dwa mecze w ekstraklasie...
– Długo czekałem na oferty. Były wstępne zapytania, ale brakowało konkretów. Wszystko się przeciągało i do Motoru też trafiłem stosunkowo późno. Zależało mi na tym, żeby się dobrze przygotować do sezonu. Nie ukrywam, że znałem Tomka Brzyskiego wcześniej, grałem też z nim w Sandecji. Wykonał telefon, zastanowiłem się i zdecydowałem na przyjazd do Lublina.