Pierwsza połowa nie dostarczyła zbyt wielu emocji, ale w drugiej było dużo lepiej. Ostatecznie Motor pokonał Orlęta Spomlek 3:0. Jak sobotnie zawody oceniają trenerzy i piłkarze obu ekip?
Rafał Borysiuk (Orlęta)
– Przede wszystkim gratulacje za zwycięstwo i zdobycie trzech punktów. Motor zasłużenie wygrał to spotkanie, ale moim zdaniem wynik jednak jest trochę za wysoki. Wiadomo, że piłka to gra błędów, ale my popełnialiśmy w Lublinie naprawdę szkolne błędy, które nie powinny na tym poziomie się przydarzyć. Przy dwóch sytuacjach kiepsko zachował się nasz bramkarz. Ja z Krzyśkiem Stężałą grałem 10 lat i dziesiątki meczów nam w tym czasie wybronił. I pewnie jeszcze nie jeden wybroni. Tym razem przydarzył mu się jednak słabszy dzień i Krzysio zdaje sobie z tego sprawę. Na pewno punktem zwrotnym była bramka do szatni, którą straciliśmy. Uważam, że graliśmy bardzo poprawnie, byliśmy zdyscyplinowani. Nie dopuszczaliśmy Motoru do żadnych sytuacji. Jeden strzał groźny Grześka Bonina i to by było na tyle. Potem tracimy bramkę do szatni, która podłamała drużynę. 20 minut po przerwie też graliśmy dobry mecz. Szkoda, bo uważam też, że była bramka na 1:1. Jeżeli sam bramkarz gospodarzy sam mówi, że był gol (po strzale Macieja Wojczuka piłka odbiła się od poprzeczki – red), to pewnie tak było, zobaczymy to jeszcze na wideo. Pewnie mecz ułożyłby się inaczej. Sędzia nie mógł tego widzieć, bo był na 20 metrze, więc nie mógł tego zauważyć. Sam jestem ciekawy tej sytuacji, bo przy 1:1 grałoby się nam łatwiej, a Motor byłby pod większą presją. Głowy jednak do góry, my mamy inne cele niż Motor. Walczymy w każdym meczu o zwycięstwo i jak najwyższe miejsce. Mieliśmy 10 młodzieżowców w kadrze i w tym kierunku zmierzamy. Za tydzień jest kolejny mecz, równie ważny. Mam nadzieję, że jestem tu ostatni raz, życzę Motorowi awansu, żeby piłka lubelska szła do góry, wszystkiego dobrego.
Robert Góralczyk (Motor)
– Piękny stadion, świetna murawa, jak na ten czas to ewenement, jak na nasze realia. Duża rzesza kibiców, a do tego świetny doping i wynik 3:0. Co tu więcej mówić. Na pewno bardzo istotna była bramka na 1:0. Wierzę, że dzisiaj naszymi atutami stały się: dobra dyspozycja fizyczna do końca i zmiany, które wprowadziły dużo polotu. Nie chcę rozpatrywać sytuacji, o których mówił trener. Tak to jest, że te pojedyncze sytuacje decydują o obliczach meczu. Dzisiaj wszystko potoczyło się po naszej myśli, ale myślimy także o tych kilkunastu meczach, które jeszcze nas czekają, zwłaszcza o tym najbliższym z Avią. Transfery? To były przemyślane ruchy. W dużym procencie, w tym meczu nowi zawodnicy potwierdzili, że będą wzmocnieniem nie tylko rywalizacji, ale i siły naszego zespołu. Na początkach meczów nie jest łatwo, bo każdy rywal jest zdeterminowany, zwłaszcza na Arenie, co mnie nie dziwi, bo takich miejsc na tym poziomie rozgrywek już nie ma. Dzisiaj tak to wyglądało, że dominowaliśmy wraz z upływem czasu i miejmy nadzieję, że tak będzie także w kolejnych spotkaniach. W poprzedniej rundzie Konrad Nowak był najczęściej naszą dziewiątką. Tym razem grał z boku, ale i tak strzelił bramkę. Liczymy, że nie ostatnią. Oby tak samo było w następnym tygodniu.
Maciej Wojczuk (Orlęta)
– Na pewno mecz mógłby się różnie potoczyć gdybyśmy nie stracili gola w końcówce pierwszej połowy. Taki był nasz plan – żeby nie stracić bramki do przerwy i utrzymać 0:0, a przy odrobinie szczęścia nawet coś strzelić. Wiedzieliśmy, ze im dłużej Motor nie zdobędzie gola, tym lepiej dla nas, a przeciwnik będzie coraz bardziej sfrustrowany. Niestety, nie udało się, a bramka na 0:1 podcięła nam skrzydła. Tak naprawdę gospodarze nie stworzyli sobie zbyt wielu klarownych sytuacji, a mimo to wygrali aż 3:0. Nie uważam, żeby byli specjalnie lepsi od nas. Popełnialiśmy jednak bardzo głupie i proste błędy. I stąd ten wynik. Mój strzał w poprzeczkę? Szkoda, że tylko w poprzeczkę. Chłopaki mówili, że piłka przekroczyła linię i powinien być gol. Nie mnie oceniać jednak tę sytuację.
Tomasz Brzyski (Motor)
– Graliśmy z dobrym przeciwnikiem. Nie ma co ukrywać, że w pierwszej połowie postawili nam ciężkie warunki. Próbowali nas pressować, a w obronie byli konsekwentni. Nie mogliśmy za wiele zdziałać w ataku. Dobrze, że udało się tuż przed przerwą. Wiadomo, że jak dostaje się bramkę w 44 minucie, to chęci trochę spadają. U nas z kolei morale się podniosło skoro strzeliliśmy do szatni. Później już poszło trochę łatwiej. Orlęta to młody zespół, więc było jasne, że w końcu opadną z sił. Byliśmy w stanie to wykorzystać i zdominować mecz w drugiej połowie. Nie ważne, czy zaliczyłem jedną asystę, czy dwie, nie liczę tego. Najważniejsze, że drużyna wygrała.