(fot. KS HETMAN ZAMOŚĆ)
Rozmowa z Przemysławem Żmudą, kapitanem Hetmana Zamość
- Zagraliście przeciwko Motorowi dwie różne połowy. W pierwszej nie mieliście nic do powiedzenia, ale po przerwie potrafiliście powalczyć na Arenie Lublin. Z czego to wynikało?
– Pierwsza połowa wyglądała tak jakbyśmy nie wyszli z szatni. Nie gotowi na spotkanie. Nie wiem, dlaczego, może to z powodu nerwów? Motor szybko nas wypunktował i już do przerwy było 3:0. W szatni uświadomiliśmy sobie, że jak znowu wyjdziemy tak na drugą połowę, to wszystko skończy się naprawdę wysokim wynikiem. Można powiedzieć, że wyciągnęliśmy wnioski. Strzeliliśmy na 3:1 i mieliśmy swoje szanse. Gospodarze skontrowali nas jednak na 4:1. Ten wynik pokazał różnicę między zespołami i gdzie jest Motor, a gdzie obecnie jesteśmy my.
- Na pewno macie do siebie pretensje, że nie wyszliście na pierwszą połowę z takim nastawieniem, jak na drugą?
– Zdecydowanie. Dostaliśmy szybko trzy bramki i dopiero wtedy się obudziliśmy. Na pewno musimy szybko wyciągnąć wnioski. Mamy jeszcze w przyszłym tygodniu bardzo ważny mecz z Radzyniem, który można określić spotkaniem za sześć punktów. My wiemy o co będziemy grali, wiedzą to też kibice, ale teraz musimy pokazać to na boisku. Nie tylko mówić o tym w wywiadach.
- To był dla was już dziesiąty mecz bez zwycięstwa. Co się stało po dobrym początku rozgrywek?
– Tego brakuje najbardziej. Jednego zwycięstwa. Nawet, jak byliśmy już blisko, chociażby w meczach, kiedy graliśmy w przewadze, to zawsze czegoś brakowało. To siedzi już w głowach. Brakuje nam tych trzech punktów. Cały czas mówimy sobie, że jak w końcu wygramy ten mecz, to będzie już lepiej. Problem w tym, że nie możemy go wygrać.
- Największy problem macie chyba w ataku. W pierwszych ośmiu meczach strzeliliście 16 goli, a w dziewięciu kolejnych zaledwie cztery...
– Zacięła się gra naszego zespołu w ofensywie. Nie można mieć jednak pretensji tylko do napastników, to dotyczy całego zespołu. Może za wolno wychodzimy do przodu, a może strach się wkrada w nasze poczynania? Nie wiem o co chodzi. W niektórych sytuacjach na pewno boimy się podjąć ryzyka. Są takie momenty, kiedy prosi się już o strzał, a my cały czas szukamy podania. Myślę, że to wszystko siedzi jednak w głowach.
- Po końcowym gwizdku czekała was trudna rozmowa z kibicami...
– Jeżdżą za nami wszędzie, płacą za bilety i mają prawo nas trochę postawić do pionu. Poświęcają swój czas i nie chcą wrócić do czwartej ligi i znowu jeździć po wioskach. Mamy świadomość tego co się dzieje i będziemy się starali pokazać, że stać nas zdecydowanie na więcej.