Mecz pierwszej i ostatniej drużyny w tabeli zakończył się dokładnie tak, jak wszyscy się spodziewali. Wisła Puławy rozbiła Hetmana Zamość 7:0. Gdyby gospodarze byli ciut bardziej skuteczni, to spokojnie mogli zdobyć 10, a nawet więcej goli.
Przed pierwszym gwizdkiem kibice pewnie zadawali sobie tylko jedno pytanie: jak wysoko lider tabeli wygra z ostatnim outsiderem. Jak to w takim meczach bywa, kluczowa jest pierwsza bramka.
A ta padła w sobotę już w siódmej minucie. Trzeba jednak przyznać, że w bardzo szczęśliwych okolicznościach. Lukas Kuban wyrzucił piłkę z autu w pole karne, a podanie przedłużył Błażej Cyfert. Do przewrotki składał się Bartłomiej Bartosiak i kopnął piłkę, ale gdyby nie pomoc rywala, to pewnie nic nie wyszłoby z tej akcji. Tak się jednak złożyło, że Piotr Białousko odbił futbolówkę nogą i zaskoczył swojego bramkarza.
Po kwadransie Ednilson ciut za późno zagrał do Adriana Paluchowskiego, dlatego 23 bramka w sezonie „Palucha” nie została uznana z powodu pozycji spalonej. 180 sekund później lepiej w pole karne do kolegi z linii ataku dograł Emil Drozdowicz. A Paluchowski bez problemów w sytuacji jeden na jeden z bramkarzem podwyższył wynik na 2:0.
Kiepskie popołudnie Białouski okazało się jeszcze gorsze w 21 minucie, kiedy boczny obrońca Hetmana próbował zagrać piłkę do tyłu, ale wyłożył ją, jak na tacy Tomaszowi Zającowi. Gracz Wisły „objechał” bramkarza i posłał futbolówkę do pustej bramki. Pięć minut później „Zajączek” miał już na koncie drugie trafienie po tym, jak Ednilson zagrał wzdłuż bramki, a skrzydłowy Dumy Powiśla dostawił tylko stopę i podwyższył na 4:0. A przecież nie minęło jeszcze nawet pół godziny gry. Zresztą po kolejnych 120 sekundach gospodarze cieszyli się z jeszcze jednej bramki. Bartosiak zdążył zagrać piłkę zanim ta opuściła linię końcową, jeden z obrońców przedłużył podanie, a Ednilson z powietrza zdobył kolejnego gola.
Do przerwy mieliśmy jeszcze nieuznanego gola Cyferta (spalony), a także kilka zmarnowanych szans Paluchowskiego, który spokojnie już po 45 minutach mógł mieć na koniec hat-tricka. Wynik dawno był rozstrzygnięty, dlatego po zmianie stron podopieczni Mariusza Pawlaka zlitowali się nad rywalami.
Kolejna bramka padła dopiero w 65 minucie. „Edi” podał do wbiegającego w pole karne Łukasza Kacprzyckiego, a ten przełożył sobie piłkę na lewą nogę i uderzył do siatki. Na koniec autor szóstego gola powalczył o piłkę i dogonił ją tuż przy linii końcowej, a po chwili dośrodkował na głowę Paluchowskiego, który bez problemów ustalił rezultat na 7:0.
Wisła Puławy – Hetman Zamość 7:0 (5:0)
Bramki: Białousko (7-samobójcza), Paluchowski (19, 89), Zając (21, 26), Ednilson (28), Kacprzycki (65).
Wisła: Owczarzak – Cheba, Cyfert, Pielach, Kuban, Zając (46 Kondracki), Skałecki (46 Wiech), Ednilson (83 Kąkol), Drozdowicz (46 Kacprzycki), Bartosiak (70 Brągiel), Paluchowski.
Hetman: Rosiak – Wolanin, Grzęda, Kaznocha, Białousko, Koszel, Dajos, Nastałek, Chyrchała (64 Łapiński), K. Wszoła (46 M. Wszoła), Sienkiewicz.
Żółte kartki: Ednilson – Koszel, Kaznocha, Dajos.
Sędziował: Mariusz Myszka (Stalowa Wola).