Zacięty mecz w Łukowie. Bizon Jeleniec dwa razy odrabiał straty, ale na więcej nie miał już czasu. Piłkarze Powiślaka pokonali beniaminka po golu z... 94 minuty.
Przyjezdni szybko otworzyli wynik. Już w 12 minucie po rzucie rożnym piłka o mały włos od razu nie wylądowała w siatce.
W odpowiednim miejscu znalazł się jednak Jarosław Milcz, który z bliska wpakował ją do siatki. W 25 minucie mieliśmy po jeden, a na listę strzelców wpisał się Dawid Rosłoń. W końcówce pierwszej odsłony goście ponownie wyszli na prowadzenie. Tym razem po strzale z dystansu w wykonaniu Sebastiana Wrzesińskiego.
Wydawało się, że po zmianie stron goście przypieczętują sukces, ale zamiast trzeciej bramki dla zespołu z Końskowoli doszło do wyrównania. Po błędzie drużyny Kamila Witkowskiego do wyrównania doprowadził Arkadiusz Osiak. Kolejne fragmenty nie przynosiły zmiany rezultatu. I pewnie wszyscy już myśleli, że zawody zakończą się podziałem punktów. W czwartej minucie doliczonego czasu gry Damian Bernat podszedł jednak do rzutu wolnego i strzałem po długim rogu zapewnił Powiślakowi trzy „oczka”.
– Zwycięstwo jest najważniejsze, ale gra też była dobra. Ponownie błędy w obronie spowodowały, że mecz był bardziej na styku niż powinien. Nadal w tym sezonie nie straciliśmy bramki po jakiejś świetnej akcji przeciwnika, raczej po naszych indywidualnych pomyłkach. Tym razem te wpadki spowodowały, że było 2:2. Chwała jednak dla młodego, że podszedł do rzutu wolnego i zapewnił nam trzy punkty. Z przebiegu gry na pewno mieliśmy więcej sytuacji niż Bizon. To jednak naprawdę niezła drużyna, przede wszystkim fizyczna. Potrafią też wyprowadzać groźne kontry. Szczęście było jednak po naszej stronie – cieszy się Kamil Witkowski, opiekun Powiślaka.
Po raz kolejny potwierdziło się także, że Bizon ma problemy z bronieniem stałych fragmentów gry. Dwie z trzech bramek w sobotnim meczu padły właśnie w taki sposób. – To ciągle nasza zmora. Można powiedzieć, że właśnie ze stałych fragmentów tracimy trzy czwarte goli. Ogólnie rozegraliśmy jednak solidne zawody, muszę pochwalić chłopaków, bo zabrakło niewiele, żebyśmy wywalczyli punkt – mówi Mariusz Ciołek, drugi trener ekipy z Jeleńca.
Na boisku zagotowało się na kwadrans przed końcowym gwizdkiem, kiedy Michał Botwina obejrzał drugie „żółtko” i musiał przedwcześnie opuścić boisko. Gospodarze nie zgadzali się z decyzją arbitra. Po dyskusjach z sędzią czerwoną kartkę obejrzał także trener Rafał Borysiuk.
Bizon Jeleniec – Powiślak Końskowola 2:3 (1:2)
Bramki: Rosłoń (25), A. Osiak (67) – Milcz (12), Wrzesiński (44), Bernat (90+4).
Bizon: W. Lisiewicz – Bogucki, Borkowski, Kania, Daniel Osiak, Rosłoń (75 Goałwski), A. Osiak (86 Gajda), Botwina, Olek, Dołęga, Samociuk (90 Grxela).
Powiślak: Bicki – Kobus, Olszewski, Ptaszyński, K. Lisiewicz (72 Nowak), Wrzesiński, Sułek, Sobolewski (70 Banaszek), Bernat, Milcz (65 Pryliński), Gil.
Żółte kartki: Botwina, Kania, Borysiuk – Ptaszyński, K. Lisiewicz.
Czerwone kartki: Botwina (Bizon, 75 min, za drugą żółtą), Rafał Borysiuk (trener Bizona, 75 min, za drugą żółtą).
Sędziował: Arkadiusz Wróbel (Biała Podlaska).