Rozmowa z Robertem Chmurą, trenerem Lublinianki
- Mimo awansu sytuacja w Lubliniance nie jest zbyt wesoła…
– Są zaległości wobec zawodników i sztabu szkoleniowego. Przez wiele miesięcy siedzieliśmy cicho, żeby nie psuć atmosfery. I myśleliśmy, że po awansie będzie euforia i że pójdziemy do przodu, a nie że pojawią się kolejne problemy. Ale przez to wszystko mam jeszcze większy szacunek dla chłopaków, że w tych okolicznościach wywalczyli awans do trzeciej ligi.
- Czy myśli pan o odejściu z klubu?
– Oczywiście, że tak. Bardzo chciałbym tutaj pracować. Chciałbym też, żeby sytuacja się unormowała, są tak naprawdę trzy tygodnie, żeby wyprostować wiele spraw. Wierzę, że jest jeszcze szansa, że zostanę w Lubliniance, ale w tym momencie naprawdę potrzeba już drastycznych kroków. Niestety, piłka nożna kręci się wokół pieniędzy i bez nich ciężko coś zbudować.
- A co ze stadionem? Jest szansa, że dostaniecie w ogóle licencje na występy u siebie, na Leszczyńskiego?
– Szczerze mówiąc nie mam kontaktu z prezesem, ale wiadomo już na pierwszy rzut oka, że kilka spraw trzeba będzie zrobić i poprawić na stadionie. Nie ma przede wszystkim „klatki” dla kibiców gości. Jeżeli chodzi o szatnie, to chyba nie byłoby problemu, ale szczerze mówiąc nie wiem, jakie normy musi spełniać stadion w trzeciej lidze, żeby został dopuszczony do rozgrywek, dlatego tak naprawdę ciężko powiedzieć. Dopiero co okazało się, że wywalczymy awans, a mamy przed sobą jeszcze jeden mecz ligowy. Trzeba jednak składać papiery licencyjne i liczymy, że jednak wszystko dobrze się skończy.
- A wracając już do spraw czysto sportowych. Ten poprzedni mecz w Werbkowicach na pewno nie należał do łatwych…
– Zdecydowanie. Im bliżej ostatniego gwizdka, tym było bardziej nerwowo. Chcieliśmy to wygrać, żeby jechać do Kraśnika na bez większych nerwów. W pierwszej połowie mogliśmy i powinniśmy zakończyć kilka innych akcji bramkami, a prowadziliśmy tylko 1:0. Najważniejsze, że daliśmy radę mimo tego, że w końcówce musieliśmy grać w dziesiątkę.
- Co było kluczowe, żeby wywalczyć trzecią ligę dla Lublinianki?
– Przez cały sezon drużyna naprawdę ciężko pracowała i to na każdym treningu, tydzień w tydzień. Wyszarpaliśmy i naprawdę wywalczyliśmy to pierwsze miejsce. Wiadomo, że byliśmy stawiani w roli faworyta, ale nikt chyba nie mówił przed rozpoczęciem rozgrywek, że jesteśmy głównym kandydatem do awansu.
- Bez zimowych transferów nie byłoby pierwszej lokaty?
– Ciężko powiedzieć, na pewno planowaliśmy wzmocnienia, wytypowaliśmy kilka pozycji i chociaż nie wszystko się udało, to zawodnicy, którzy do nas przyszli naprawdę są jakościowi. Julek Tadrowski, Evandro Gomes i Aleksandr Zhmuida sporo wnieśli do drużyny i dużo nam pomogli.
- Które mecze były najcięższe?
– Szczerze mówiąc chyba najbardziej postawił nam się Motor II Lublin. Grali naprawdę dobrze, a kiedy byli wspomagani zawodnikami z pierwszej drużyny, to byli jeszcze groźniejsi. Myślę, że gdyby do końca mogli liczyć na posiłki z drugiej ligi, to na pewno liczyliby się w grze o awans do ostatniej kolejki.
- Przed rokiem Tomasovia wygrała w cuglach czwartą ligę, ale w trzeciej sobie nie poradziła…
– My i Tomasovia, to dwie zupełnie różne drużyny. Na pewno nie chcemy iść śladami klubu z Tomaszowa Lubelskiego. Nie ma jednak co ukrywać, że zagramy w dużo mocniejszej lidze, gdzie rywale będą zupełnie inni.
- Co będzie dalej z Lublinianką?
– O to na pewno trzeba pytać prezesa, my czekamy na konkrety, bo sytuacja jest skomplikowana i drużyna chciałaby wiedzieć, na czym stoi. Musimy siadać do rozmów i po męsku ustalić, czy idziemy w lewo, czy w prawo. Czasu jest mało, bo chcemy zacząć trenować na początku lipca, a przygotowania będą krótkie, bo nowy sezon ruszy już na początku sierpnia. Zainteresowanie naszymi meczami było jednak bardzo duże i myślę, że w trzeciej lidze byłoby jeszcze lepiej, dlatego widzę jeszcze światełko w tunelu i wierzę, że wszystko uda się poukładać, bo żal byłoby zmarnować to wszystko co zrobiliśmy.