Niespodzianka w Bychawie. Granit do tej pory tylko raz stracił punkty w meczu u siebie, kiedy musiał uznać wyższość lidera z Lubartowa. W niedzielę „oczko” beniaminkowi odebrał za to Kłos Gmina Chełm. Zawody zakończyły się remisem 2:2.
Co ciekawe, drużyna Roberta Tarnowskiego do tej pory na wyjazdach nie ugrała nawet punktu. W niedzielę do przerwy prowadził Granit, ale to nie znaczy, że goście nie mieli swoich sytuacji. Jeszcze przy stanie 0:0 zmarnowali jednak dwie „setki”. Po zmianie stron kontynuowali dobrą grę i szybko doprowadzili do wyrównania za sprawą bramki Krzysztofa Raka.
Cieszyli się jednak dosłownie kilkadziesiąt sekund. Błyskawicznie na prowadzenie beniaminka wyprowadził Dominik Struk. Kwadrans później znowu był remis, a tym razem na listę strzelców wpisał się Łukasz Drzewicki. Później mogli wygrać jedni, mogli drudzy, ale mecz zakończył się podziałem punktów. Ten wynik na pewno dużo bardziej cieszył trenera Kłosa.
– To był nasz najlepszy mecz w sezonie. A mogliśmy nawet wygrać, bo jeszcze przy stanie 0:0 mieliśmy dwie „setki”. A w 90 minucie piłkę meczową miał Patryk Gierczak. Niestety, spudłował. Ogólnie naprawdę rozegraliśmy bardzo dobre zawody. Było duże zaangażowanie, wola walki, ale i piłkarsko całkiem nieźle. Stworzyliśmy sobie sporo sytuacji – wyjaśnia Robert Tarnowski.
Granit Bychawa – Kłos Gmina Chełm 2:2 (1:0)
Bramki: Świderski (25), Struk (49) – Rak (47), Drzewicki (64).
Granit: Zawiślak – Piwnicki, Lewczuk, Struk, Strug, Banachiewicz, Pęcak (68 Walęciuk), Świderski, Drozd, Misztal (68 Wierzbicki), Szymala.
Kłos: Skuczyński – Wyrostek (46 Huk), E. Poznański, Flis, Kowalski, Rak, Kamola, Grądz (83 Gierczak), Fornal, Bereda, Drzewicki.
Żółte kartki: Szymala – Drzewicki, Rak, Flis.
Wygrał bardziej skuteczny zespół
Huragan długo prowadził w Biłgoraju z Ładą 1:0. Ostatecznie wygrał 3:1, chociaż to wcale nie był spacerek. Do przerwy jedyne trafienie zapisał na swoim koncie Igor Paczuski. Później do głosu dochodzili także gospodarze. W 78 minucie wydawało się, że jest po zawodach, bo na 0:2 strzelił Łukasz Mirończuk. Błyskawicznie odpowiedział jednak Patryk Dorosz i Łada wróciła do gry. Skuteczny Huragan jeszcze przed końcem zawodów upewnił się jednak, że trzy punkty pojadą do Międzyrzeca Podlaskiego.
– W pierwszej połowie kontrolowaliśmy sytuację na boisku. Po przerwie było za dużo chaosu, a my nie mogliśmy utrzymać się przy piłce w środku boiska. W efekcie, gra była rwana. Dopiero drugi gol uspokoił sytuację i ostatecznie wygraliśmy pewnie 3:1. Mogliśmy jednak zamknąć ten mecz wcześniej – wyjaśnia Damian Panek, opiekun przyjezdnych.
– Od początku graliśmy zbyt daleko od przeciwnika. Huragan miał za dużo miejsca i swobody, a my byliśmy zbyt bojaźliwi. Szkoda też, że bramka na 0:1 padła po stałym fragmencie gry. To miały być nasze atuty, a tymczasem w taki sposób straciliśmy gola. Po przerwie graliśmy dobrze, ale brakowało lepszej decyzji w decydującym fragmencie akcji – ocenia Bartłomiej Kowalik, trener ekipy z Biłgoraja.
Łada 1945 Biłgoraj – Huragan Międzyrzec Podlaski 1:3 (0:1)
Bramki: Dorosz (80) – Paczuski (21), Mirończuk (78), Chudowolski (88).
Łada: Szawara – Raduj (46 Mazurek), Kuliński, Podo, Myszak, Krzyszycha (46 Czok), Grasza, Birut, Paćkowski (74 Łysiak), Konopka (54 Nawrocki), Dorosz.
Huragan: Bierdziński – Czumer, Panasiuk, Grochowski, Mirończuk, Olszewski (90 Weręgowski), H. Łukanowski, Korgol (60 Wiraszka), Paczuski (78 Chudowolski), Tkaczuk (65 Sz. Łukanowski), Radziszewski (90+1 Pakuła).
Żółte kartki: Kuliński, Myszak, Mazurek, Grasza – Paczuski, Mirończuk.
Zasłużone punkty
Powiślak pokonał w niedzielę Orlęta Łuków 2:0. W pierwszej połowie jedynego gola zdobył Damian Koprucha. Po zmianie stron piłkarze Łukasza Gizy długo utrzymywali skromne prowadzenie, ale wiadomo, że przy jednej bramce przewagi wiele może się wydarzyć. Zamiast wyrównania w samej końcówce ekipa z Końskowoli uniknęła nerwowych, ostatnich minut. Po akcji rezerwowego Przemysława Sobolewskiego wynik ustalił Krystian Kobus.
Trener gości Robert Różański przyznał, że gospodarze wygrali zasłużenie. – Odstawaliśmy zwłaszcza przed przerwą. Skutecznie się broniliśmy, szkoda, że straciliśmy pierwszą bramkę nie z akcji, a po stałym fragmencie. Rywale wygrali zasłużenie, chociaż mogliśmy się pokusić o jakiegoś gola, bo przeprowadziliśmy kilka groźnych kontr, brakowało ostatniego podania, albo lepszej decyzji, kiedy znajdowaliśmy się już w pobliżu bramki Powiślaka. Na pewno po przerwie byliśmy już bardziej równorzędnym rywalem – zapewnia popularny „Robson”.
Powiślak Końskowola – Orlęta Łuków 2:0 (1:0)
Bramki: Koprucha (36), Kobus (87).
Powiślak: Zolech – Antoniak, Łakomy, Krzysztoszek, Pięta, Dudkowski, Wankiewicz (89 Murat), Kobus (89 Piotrowski), Pryliński (46 Radzikowski), Koprucha (85 Sobolewski), Gil (75 Kamola).
Orlęta: Kuźma – Jemioł (79 Machniak), Sadowski, Miszta, Ebert, Jawroski, Sowisz (79 Kurowski), Kierych, Siemieniuk, Szustek, Łukasiewicz.
Żółte kartki: Dudkowski, Wankeiwicz –Kierych, Sowisz.