Po trzech latach w okręgówce Roztocze Szczebrzeszyn wraca na czwarty front. Celem oczywiście ma być utrzymanie, ale trener Jarosław Czarniecki zapowiada, że jego drużyna może być najlepszym z beniaminków
Problem w tym, że Roztocze w lecie straciło kilku ważnych zawodników. Przede wszystkim Sviatoslava Lavruka. Ukrainiec zdecydował się na przenosiny do Hetmana Zamość. Artur Chałas musiał zawiesić buty na kołku z powodu kłopotów zdrowotnych. Na dodatek Paweł Wróbel wyjechał do szkoły do Lublina, a Mateusz Kornas nie dał rady godzić dłużej treningów z pracą. – Odeszło od nas czterech chłopaków z podstawowego składu, w tej sytuacji nie mamy wyjścia i musimy porządnie się wzmocnić – przyznaje trener Czarniecki.
Szkoleniowiec przekonuje, że jego zespół może być najlepszy z grona beniaminków. Jest jednak jeden ważny warunek. – Muszą nam wypalić wszystkie ruchy transferowe na jakie liczymy. Wiadomo, że będziemy chcieli pozostać w lidze na dłużej. Żeby się utrzymać potrzebujemy jednak nowych graczy do każdej formacji – wyjaśnia opiekun ekipy ze Szczebrzeszyna.
Roztocze poprzednie rozgrywki zakończyło z dorobkiem 67 punktów w 30 meczach. Przegrało tylko pięć spotkań. Co było najmocniejszym punktem zespołu? – Zdecydowanie zespołowość, a do tego super atmosfera w szatni i sumienność chłopaków, którzy na poważnie podchodzili do swoich obowiązków – mówi trener Czarniecki.
Roztocze ma już za sobą dwa mecze kontrolne. Na dzień dobry trzeba było przełknąć gorzką pigułkę. Zaliczany do grona faworytów całych rozgrywek Hetman rozbił rywali 4:0. W zespole ze Szczebrzeszyna pojawiło się jednak aż siedmiu sprawdzanych zawodników. Jednym z nich był Przemysław Gałka, który nie grał ostatnio za wiele w Krysztale Werbkowice i wszystko wskazuje na to, że znowu będzie zakładał koszulkę Roztocza. W meczu kontrolnym numer dwa też nie udało się wygrać. Tym razem w starciu z juniorami Tomasovii padł remis 1:1.