Już na otwarcie nowego sezonu piłkarze Roberta Różańskiego dostali zimny prysznic, czyli 0:4 u siebie z Opolaninem. W sobotę Orlęta spisały się dużo lepiej i pokonały Start Krasnystaw 3:1.
Trener Różański chciałby oglądać częściej swój zespół, w takiej formie, jak w pierwszej części zawodów. Gospodarze zdobyli dwa gole po trafieniach: Oskara Siwka i Jacka Mielnika. Mogli dorzucić jeszcze przynajmniej jedną bramkę. Grzegorz Kot zmarnował jednak doskonałą sytuację. Stał na „piątce” jednak nie trafił czysto w piłkę i skończyło się tylko na strachu beniaminka.
Ekipa z Łukowa za wcześnie uwierzyła chyba, że jest po zawodach, bo druga połowa wyglądała zupełnie inaczej. Start był coraz groźniejszy, zwłaszcza po stałych fragmentach gry, które świetnie bił Paweł Matycz. I jedna z jego wrzutek zakończyła się kontaktowym trafieniem, a piłkę do siatki skierował Radosław Lenard. I w tym momencie zrobiło się bardzo nerwowo. Start nie rezygnował z drugiego gola, a do końcowego gwizdka wynik był sprawą otwartą. W doliczonym czasie gry o wygranej gospodarzy przesądził jednak Mateusz Łukasiewicz i kibice z Łukowa mogli głęboko odetchnąć.
– Wynik nie zawsze odzwierciedla, to co dzieje się na boisku. My na pewno zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę. Dominowaliśmy, w końcu potrafiliśmy przeprowadzać składne akcje i stwarzać sytuacje. Byliśmy lepsi. Powinniśmy strzelić więcej goli – mówi Robert Różański.
I dodaje, że uczulał swoich zawodników, że spotkanie nie jest jeszcze rozstrzygnięte. – W szatni mówiłem, że wynik 2:0 jest tak naprawdę gorszy niż 1:0. Może zabrakło nam trochę zdrowia? W pierwszej połowie naprawdę graliśmy na dużej intensywności. Niestety, popełniliśmy sporo błędów, byliśmy strasznie niefrasobliwi w naszych poczynaniach i sami nakręcaliśmy rywali. Start miał bardzo dobre stałe fragmenty. Mieliśmy problemy z ich dośrodkowaniami. Przy wyniku 2:1 naprawdę zrobiła się nerwówka, ale sami narobiliśmy sobie bałaganu. Powinniśmy wygrać trzema lub czterema bramkami. Na szczęście, w końcówce udało się zamknąć mecz – dodaje popularny „Robson”.
Jak zawody widział opiekun Startu? – Zdecydowanie lepiej spisaliśmy się w drugiej połowie. Strzeliliśmy bramkę na 2:1 i były szanse, żeby doprowadzić do wyrównania. W końcówce wiadomo, że już bardziej zaryzykowaliśmy i dostaliśmy trzeciego gola. Brak kapitana był aż nadto widoczny, bo Daniel Chariasz nie mógł zagrać w tym spotkaniu. Szkoda, bo można było wywieźć z Łukowa punkt, ale patrząc przez pryzmat 90 minut, to gospodarze jednak byli lepsi – ocenia Marek Kwiecień, szkoleniowiec przyjezdnych.
Orlęta Łuków – Start Krasnystaw 3:1 (2:0)
Bramki: Siwek (15), Mielnik (25), Łukasiewicz (90) – Lenard (63).
Orlęta: Kuźma – Goławski, Miszta, Kot, Jaworski, Lipiński (90+1 Soćko), Sowisz (85 Machniak), Szustek, Siemieniuk (80 Kierych), Mielnik (65 Rożen), Siwek (75 Łukasiewicz).
Start: Janiak – Wojciechowski, Lenard, Saj, Jaroszek, Dworucha, A. Kowalski, Wójtowicz, Matycz, Kondraciuk, Ciechan (46 Kowalczyk).
Żółte kartki: Miszta, Lipiński – Kowalczyk.