Straciliśmy dwa punkty – martwił się zawodnik Niecieczy Dariusz Pawlusiński. I chyba trochę przesadził, bo po ostatnim gwizdku powinien cieszyć się z jednego. To nic, że po jego golach gospodarze dwukrotnie wychodzili na prowadzenie. GKS Bogdanka stworzył sobie takie sytuacje i w takiej ilości, że pełna pula powinna powędrować do Łęcznej. Bezdyskusyjnie.
Ale czy mogło być inaczej, skoro jesienią fatalną skutecznością popisywali się napastnicy. W pierwszej rundzie podopieczni Mirosława Jabłońskiego zdobyli tylko piętnaście goli. Ani razu nie strzelili trzech w meczu. I tylko w dwóch przypadkach po dwa. Nie potrafili też zwyciężyć wyższą różnicą niż jednej bramki.
Zimą do formacji ataku nie udało się sprowadzić nikogo nowego. Pozostało liczyć na przebudzenie dotychczasowych napastników lub dalsze wsparcie linii obrony oraz pomocy. O ile przed tygodniem nie było to jeszcze konieczne, bo ładnym golem popisał się Nildo, o tyle w Niecieczy okazało się już niezbędne. Tym bardziej, że trzeba było "gonić wynik”.
– Nie ustrzegliśmy się w niedzielę błędów – nie kryje Mateusz Pielach, który pojawił się na boisku w 64 min. – Jeden z nich popełniłem również ja. Nie wszedłem dobrze w mecz i straciliśmy gola. Ale mimo to powinniśmy wygrać, bo bardzo dobrych okazji mieliśmy po prostu mnóstwo.
Niestety zaprzepaszczonych, w czym brylował nie tylko Nildo.
– W pierwszej połowie mecz nie układał się po naszej myśli, nie umieliśmy utrzymać się przy piłce. Ale druga była zdecydowanie lepsza – martwił się Mirosław Jabłoński.
Jego zawodnicy nie byli w stanie trafić do bramki nawet z najbliższej odległości. Dlatego pozostał niedosyt. Choć mógł być jeszcze większy, gdyby w 82 min kapitalnym strzałem nie popisał się Radosław Bartoszewicz.
Po kornerze gospodarze wybili piłkę w kierunku narożnika pola karnego, a nadbiegający łęcznianin natychmiast kopnął z powietrza nad Maciejem Budką. Gol – stadiony świata. A przecież "Radar” rzadko dokonuje takiej sztuki. Poprzednio zdobył gola 4 października 2009 roku, w spotkaniu z Motorem Lublin.
– Można mówić o niedosycie, ale trzeba też dodać, że po przerwie był to piękny mecz w naszym wykonaniu. Chłopaki grali świetnie, co podkreślał nawet siedzący obok mnie Łukasz Tupalski z Niecieczy – komentuje prezes GKS Artur Kapelko. – Niestety na tym boisku, przypominającym kartoflisko, często rządził przypadek.