Evaldas Razulis naderwał mięsień brzuchaty łydki, a Sergiusz Prusak ma krwiaka na lewym kolanie
Dlatego trudno dziwić się piłkarzom, którzy z uśmiechami na twarzach schodzili do szatni, dziękując za doping kibicom i z optymizmem odpowiadali na pytania dziennikarzy. Trener Jurij Szatałow aż tak ucieszony nie był, bo jego głowę oprócz radości ze zwycięstwa, zaprzątały problemy, których nie brakuje.
Pierwszy objawił się na przedmeczowej rozgrzewce. Evaldas Razulis naderwał mięsień brzuchaty łydki i w wyjściowej jedenastce musiał zastąpić go Shpetim Hasani. Kosowianin po raz kolejny nie pokazał nic nadzwyczajnego, był bezproduktywny i nie stanowił większego zagrożenia pod bramką rywali.
– Miał dużo takich momentów, że nie potrafił utrzymać się przy piłce. Ja uważam, że jeśli nie strzelasz bramki, to powinieneś coś więcej wnieść do gry zespołu – ocenił postawę podopiecznego Szatałow.
Co gorsza Fedor Cernych, który zmienił go w drugiej połowie, ma braki kondycyjne i daleki jest od optymalnej dyspozycji.
– Bardzo słabo wygląda. Rozmawiałem z nim. Twierdził, że po siedmiu minutach go zatkało, dosłownie miał ciemno przed oczami. Dostał chyba za dużo czasu – wyjaśnił rosyjski szkoleniowiec.
Skoro Hasani notorycznie zawodzi, a Cernych nie jest jeszcze gotowy do gry, to może odpowiednia pora, żeby dać wreszcie szansę Piotrowi Okuniewiczowi. Najskuteczniejszy zawodnik dolnośląsko-lubuskiej trzeciej ligi w rundzie jesiennej do tej pory nawet nie zadebiutował w T-Mobile Ekstraklasie, a z jego przyjściem wiązane były przecież spore nadzieje.
Po meczu z Cracovią kilku zawodników Górnika narzeka też na stłuczenia. Najmocniej ucierpiał Sergiusz Prusak. Bohater zespołu, który kilkukrotnie ratował kolegów w ciężkich sytuacjach, dwukrotnie opatrywany był przez służby medyczne, ale dokończył spotkanie. Po meczu narzekał trochę na ból w lewym kolanie, gdzie zrobił mu się krwiak, ale jednocześnie zapewniał, że na sobotnie spotkanie z Jagiellonią będzie gotowy.
– To był bardzo trudny mecz. Cieszymy się z tego, że zdołaliśmy w nim zdobyć trzy punkty. O miejscu w pierwszej ósemce jeszcze nie myślę, do tego daleka do droga. Co prawda, teraz awansowaliśmy do niej, ale w każdej chwili możemy z niej spaść – podsumował Szatałow.