Ścisk w tabeli jest ogromny, zaskakujących rozstrzygnięć wiosną nie brakuje, więc każda kolejka może przynieść istotne przetasowania. Punktują drużyny zagrożone degradacją, a za słabe wyniki zaczynają już płacić Pogoń, Bełchatów, a nawet Wisła, która wkrótce może wypaść z górnej ósemki. Przed szansą na awans w stawce, po zwycięstwie w Szczecinie, stanął natomiast Górnik Łęczna. Podopiecznych Jurija Szatałowa do bezpiecznej części tracą tylko dwa punkty. Dystans niby niewielki, ale najpierw trzeba pokonać u siebie Cracovię.
– Ósemka zaczęła odjeżdżać, ale znowu przybliżyliśmy się do niej. To nasz cel, realny i będący w zasięgu. Każde spotkanie jest ważne, więc musimy dokładać jeszcze lepszą grę. Mamy cztery punkty w trzech meczach. Osobiście nie jestem usatysfakcjonowany, bo z Zabrzem powinniśmy wywalczyć chociaż jeden. Po tamtej porażce wkradł się marazm, ale odbudowaliśmy się i powinniśmy już iść do przodu. Nowi zawodnicy? Potrzeba im czasu, żeby złapali rytm meczowy i to czego trener żąda na boisku. Porażka jesienią z Cracovią była nieszczęśliwa, więc zrobimy wszystko, żeby teraz wziąć rewanż. To nasz sąsiad w tabeli i musimy wygrać. Mam nadzieję, że od tego spotkania nasz stadion znowu stanie się twierdzą – podkreślił Serb.
Czy Jurij Szatałow zmieni zwycięski skład? Raczej nie, choć Josu niewiele daje drużynie, a Evaldas Razulis, podobnie jak Shpetim Hasani, też nie strzela bramek. Do osiemnastki meczowej powinien natomiast wskoczyć drugi z Litwinów – Fedor Cernych, który przez cały tydzień normalnie trenował z zespołem.
– Decyzja należy do szkoleniowca, a zapadnie dopiero w niedzielę wieczorem, po zajęciach – wyjaśnia Cernych.
– Od dziesięciu dni pracuję już jak wszyscy, choć oczywiście mam jeszcze zaległości i potrzebuję jeszcze trochę czasu. Próbowany byłem w ataku i pomocy. Jeśli dostanę szansę, to pewnie zacznę mecz na ławce. Ostatni występ pokazał, że chłopaki zaczynają się rozpędzać. Myślę, że szybko wrócimy do dobrego grania, które pokazywaliśmy jesienią, również na własnym stadionie – stwierdził.
Cracovia to niewygodny rywal, ale dobrze powinien być znany Szatałowowi, który kilka lat temu pracował w krakowskim klubie. "Pasy” w tym roku jeszcze nie odniosły zwycięstwa. W trzech kolejkach zanotowały trzy remisy, a minionym tygodniu sensacyjnie uległy w Pucharze Polski Błękitnym Stargard Szczeciński.
– Ten mecz dał nam wiele do zrozumienia i zmotywował do jeszcze cięższej pracy – podkreśla obrońca rywali Paweł Jaroszyński, syn Piotra i wychowanek Górnika.
– Mam nadzieję, że w tej serii wreszcie wygramy i do Krakowa "Pasy” wrócą z trzema punktami. Trener nie zabrał mnie do osiemnastki, bo jestem jeszcze osłabiony po grypie. W okresie przygotowawczym naciągnąłem "czwórkę” i też straciłem trochę czasu. Ale na mecz do Łęcznej i tak wybieram się prywatnie. Zajrzę do domu, a potem razem z tatą siądziemy na trybunach. Wiadomo komu ja będę kibicował, ale tata będzie pewnie trochę rozdarty – przyznał młodszy z Jaroszyńskich.