To będzie pierwszy mecz Polaków w grupie A. W konfrontacji z Ekwadorem zespół Pawła Janasa uważany jest za faworyta – przynajmniej przez bukmacherów w zakładach sportowych. Za zwycięstwo naszych Orłów można zarobić prawie dwa razy mniej, niż za wygraną drużyny Luiza Suareza. Jednak futbol lubi niespo-
dzianki, a na mistrzostwach świata zawsze było ich bez liku. Kto przegra już na otwarcie, bardzo pogmatwa swoje szanse na przejście do fazy pucharowej. O ile w ogóle ich nie pogrzebie...
W dotychczasowej historii Polska tylko raz zmierzyła się z Ekwadorem. W listopadzie ubiegłego roku w Barcelonie pokonaliśmy ekipę z Ameryki Południowej gładko 3:0, po golach Tomasz Kłosa, Euzebiusza Smolarka i Sebastiana Mili. Jednak mecz toczył się w anormalnych warunkach, bo boisko bardziej przypominało jezioro niż piłkarską płytę. Wyciąganie wniosków z tamtego spotkania mija się z celem, ale dzięki wygranej „biało-czerwoni” zyskali przewagę psychiczną nad rywalem. A to już dużo.
Dobrze o tym wie trener Ekwadorczyków Luiz Suarez, dodając sobie przed jutrzejszą rywalizacją rezonu. – Nie czujemy strachu przed Polakami. Mamy do nich respekt, mamy też jednak nadzieję, że oni w podobny sposób odnoszą się do nas – stwierdził. Nie wiadomo na jaki wariant zdecyduje się Paweł Janas, bo po pierwsze: nie przegrać. Ale tajemnicą okryta jest również taktyka Suareza. Z nielicznych przecieków wynika, że trener przeciwników na zajęciach próbował ofensywnej gry przeciwko Polsce. Co pewnie byłoby na rękę „Janosikowi” i jego piłkarzom.
Od poniedziałku w Barsinghausen trwa operacja „Ekwador”. Ciężar rozpracowania rywala spoczął na barkach szefa banku informacji – Edwarda Klejndinsta. – Ekwadorczycy są dobrze wyszkoleni technicznie, szybcy, potrafią grać kombinacyjnie. To drużyna lepiej czująca się w grze ofensywnej niż w obronie. Na pewno czeka nas trudniejszy mecz niż w listopadzie ubiegłego roku, kiedy wygraliśmy 3:0. To inauguracyjny mecz obu zespołów i dla obu niesłychanie ważny. Nie sądzę zatem, żeby jedna czy druga drużyna rzuciły się do huraganowych ataków od pierwszego gwizdka sędziego. Bramkę łatwo stracić, trudno później odrobić straty.
Dlatego, jeśli któryś z zespołów nie straci szybko przypadkowego gola, trudno spodziewać się, aby doszło do wymiany ciosów, a na bramki sunął atak za atakiem. Potwierdzają to słowa Jacka Bąka: – Wszyscy wiemy, jak ważny jest udany początek. W Korei tego zabrakło i później wydarzenia potoczyły się nie po naszej myśli – zauważa lublinianin. – Cztery lata czekaliśmy na możliwość ponownej gry w mistrzostwach świata i mam nadzieję, że zaprezentujemy się lepiej niż w Azji. Uważam, że stać nas na zwycięstwa w tym turnieju. Nie przestraszymy się rywali, damy z siebie maksimum. Postaramy się Ekwadorczyków czymś zaskoczyć.