Zespoły ekstraklasy rozpoczną odrabianie zaległości od poniedziałku. Natomiast pierwszoligowcy na boiska wybiegną dopiero w weekend. Dzięki temu przerwa w rozgrywkach potrwa aż trzy tygodnie. Komu wyjdzie ona na dobre, Górnikowi Łęczna czy raczej Pogoni Szczecin?
Pogoń miała walczyć o awans, ale w pięciu meczach ligowych nie odniosła ani jednego zwycięstwa. W dodatku w trzech ostatnich kolejkach doznała samych porażek. W przeciwieństwie do Górnika, który właśnie zaczął się rozkręcać, pokonując Podbeskidzie Bielsko-Biała oraz Flotę Świnoujście.
– W tym przypadku nie ma reguły, bo przerwy różnie potrafią wpływać na zespoły – twierdzi szkoleniowiec łęcznian.
– Niektórzy czekają na nie z utęsknieniem, a potem muszą płakać. My łapaliśmy już odpowiedni rytm i zostaliśmy z niego wytrąceni. Ale z drugiej strony, gdy popatrzyłem na sobotnią gierkę i postawę kilku swoich zawodników, to chyba dobrze, że nie trzeba było grać ligi, na przykład z Pogonią.
Kłopoty zdrowotne niektórych piłkarzy sprawiły, że trenerzy musieli skorzystać również z graczy rezerw. W sobotę zabrakło Jakuba Wierzchowskiego, Veljko Nikitovicia, Krzysztofa Kazimierczaka, Piotra Bronowickiego, Kamila Oziemczuka oraz Radosława Bartoszewicza, który pojechał na studia.
W tej sytuacji kadrowej okazję występu otrzymali Krzysztof Bodziak, Konrad Wasil, Michał Zielony i Maciej Iwanicki. Wszyscy wybiegli w drugim zespole, podobnie jak Adrian Bartkowiak, zmuszony pauzować za żółte kartki. Natomiast pierwszą jedenastkę utworzyli: Prusak, Tomczyk, Karwan, Benevente, G. Bronowicki, Niedziela, Niżnik, Wójcik, Nazaruk, Nakoulma i Surdykowski.
Dwa gole dla tej drużyny strzelił Janusz Surdykowski, wykorzystując rzut karny i sytuację sam na sam. Odpowiedzią rywali były trafienia Dawida Sołdeckiego oraz Wasila i gierka zakończyła się remisem 2:2.
– Różnice w umiejętnościach na tym poziomie nie są aż tak wielkie, więc bez odpowiedniego zaangażowania emocjonalnego nie da się osiągać korzystnych wyników, nawet na treningach – mówi Tadeusz Łapa.
– Dobrze, że od poniedziałku będą miał do swojej dyspozycji już niemal komplet kadry. Jedynie Kamil Stachyra i Nildo muszą nadal powoli pracować nad formą. Stopniowo powinien też wracać "Oziem”.