ROZMOWA z Veljko Nikitoviciem, kapitanem GKS Bogdanka
– Uderzyłem dobrze i miałem nadzieję, że wpadnie. Czułem, że mogę mieć „dzień konia”. W pierwszej połowie też nieźle strzeliłem z 16 metrów. Ale przede wszystkim mamy satysfakcję, że w końcu nie straciliśmy bramki. Dzięki Serkowi Prusakowi, który obronił karnego. A kto zdobył gola, to już jest mniej ważne. Ważne, że wygraliśmy.
• A to był strzał czy dośrodkowanie?
– To było dośrodkowanie, ale bardzo dobre i wpadło do bramki. Szczerze mówiąc, w pierwszej chwili nawet nie widziałem, że piłka trafiła do siatki. Dopiero jak publiczność krzyknęła to się zorientowałem.
• Sam mecz nie był porywający.
– Wiemy, że przeciwko Kolejarzowi zawsze gra nam się ciężko. To dobry zespół, poukładany, w którym nie brakuje niezłych zawodników. A do tego jeszcze grają twardo. Mimo to udało się zwyciężyć i przeskoczyć Kolejarza w tabeli. Musimy przesuwać się w górę i znaleźć się w tej wyższej połówce.
• Teraz przed wami ciężki wyjazd, do Zawiszy.
– Ale to może być fajny mecz, przede wszystkim dla młodych zawodników. To będzie okazja, żeby pokazać się z dobrej strony, przed większą publicznością. Jeśli chcemy się piąć w górę tabeli, to musimy zacząć wygrywać na wyjazdach. Samymi meczami u siebie nie da się tego zrobić.
• Z jakiego powodu po strzeleniu gola podbiegł pan to Pawła Sochy?
– Przez cały tydzień młodsi zawodnicy mówili do mnie „dziadku”. No to ten „dziadek” im pokazał i sprezentował gola.
• Słabo wyglądała wasza gra w ofensywie, mało stwarzaliście zagrożenia pod bramką Kolejarza.
– Ciężko było utrzymać się przy piłce, bo w naszym zespole brakowało Tomka Pesira. On zawsze potrafił „porozbijać” obrońców i wygrać trudne pojedynki.
• Czy to nie jest dziwne, że największe niebezpieczeństwo było ze strony defensywnego pomocnika?
– (śmiech) Fajnie otworzyliśmy spotkanie, chcieliśmy pójść za ciosem. Szkoda, że nie udało mi się podwyższyć prowadzenia. A w drugiej połowie było naprawdę blisko. Jak mawiał kiedyś Grzegorz Wędzyński, trochę „młoteczka” mam w tej nodze.