Na poziom żeńskich rozgrywek szczypiorniaka zwracają uwagę niemal wszyscy. Niestety również i w tym roku poprzeczka nie pójdzie w górę, co więcej, wygląda na to, że poza zespołami z Lublina i Lubina, reszta stawki zadowoli się rolą statysty.
Najwięcej powodów do smutku mają kibice koszalińskiej Politechniki i Zgody Ruda Śląska. Oba kluby notują na swoim koncie więcej ubytków kadrowych niż zysków. Z Koszalinem i polską ligą pożegnała się już dwie zawodniczki (Dorota Skipor i Aleksandra Kobyłecka), a chęci zmiany otoczenia nie ukrywają kolejne, w tym czołowa bramkarka ekstraklasy Iwona Łącz. Zakończenie kariery rozważa Ewa Jarzyna. To tylko niektóre ubytki Koszalina. Po stronie zysków można pochwalić się jedynie pozyskaniem Kamili Całużyńskiej z Łączpolu Gdynia oraz Jagody Olek ze Zgody.
Jeszcze większe straty ponosi Zgoda, która przede wszystkim musi znaleźć nowego trenera. Reprezentacyjny szkoleniowiec Krzysztof Przybylski, na sugestię klubowych działaczy, zdecydował się nie łączyć trenerskich etatów i wybrał pracę z kadrą "biało-czerwonych”. Jego następca będzie miał sporo pracy z uporządkowaniem i ułożeniem nowej siódemki.
Z Rudy Śląskiej wyprowadziła się już Joanna Waga, najlepsza ligowa snajperka. Z kolei Olena Pogrebniak zakończyła karierę, a Barbara Jasińska i Jagoda Olek szukają pracodawcy.
Niemały orzech do zgryzienia mają również działacze Piotrcovii. Problem oczywiście są pieniądze. Ze względu na pustą klubową kasę brązowe medalistki mistrzostw Polski zdecydowały się wycofać z europejskich pucharów. Tę smutną decyzję podjął jednogłośnie zarząd klubu. - Albo pieniądze dla zawodniczek, albo puchary, dlatego wybraliśmy to pierwsze - przyznają działacze z Piotrkowa Trybunalskiego.
Trudno nie doszukiwać się tutaj gdańskich analogii. Zespół z Wybrzeża ze względu na kłopoty finansowe również wycofał się z pucharów, niedługo później zniknął z mapy żeńskiej ekstraklasy.