Przez grupę śmierci mkną jak burza. W drodze po awans do drugiej fazy turnieju plecy naszych szczypiornistów musieli obejrzeć i Niemcy i Szwedzi. W gronie reprezentantów Polski jest też nasz człowiek – Piotr Wyszomirski, tyle, że nadal czeka na szansę, aby zaistnieć na tej imprezie.
Jak dotąd naszego golkipera mogliśmy oglądać przy obronie jednego rzutu karnego w meczu z Niemcami oraz w króciutkich migawkach z narad z przerw w grze.
Piotr Wyszomirski uważnie słucha, co mówi trener Bogdan Wenta, ale reprezentacyjny dres zapięty pod szyję oznacza jedno – cierpliwe siedzenie na ławce rezerwowych.
Niekwestionowanym numerem 1 w Polskiej bramce jest Sławomir Szmal, który w spotkaniach z Niemcami i Szwecją bronił niby w transie. Tak dysponowanego konkurenta trudno odesłać na ławkę. W dodatku, kiedy punkty są na wagę złota.
Niewykluczone, że w piątek sytuacja Wyszomirskiego ulegnie zmianie. Polacy zagrają ze Słowenią, a po dwóch zwycięstwach z rzędu awans do kolejnej fazy mistrzostw mamy już w kieszeni. Czy w meczu ze Słowenią golkiper Azotów wyjdzie na boisku przynajmniej na jeden rzut karny?
Jego klubowy kolega Wojciech Zydroń ma nadzieję, że tak się właśnie stanie. – Bardzo chciałbym zobaczyć go w polskiej bramce. Życzę mu tego z całego serca. Poczuć klimat, nerwy i inne emocje związane z imprezą tej rangi to wielkie przeżycie – mówi Wojciech Zydroń i dodaje: Jest jednak jedno "ale”
– Sławek Szmal. Przebicie "Kasy”, który jest ewidentnie "w gazie” nie będzie łatwe. Obawiam się, że trener również nie zaryzykuje wpuszczenia na boisko młodego bramkarza w bardzo ważnych meczach.
Nadzieja na debiut 22-letniego Wyszomirskiego na mistrzostwach Europy leży więc w rękach... kolegów z pola. Dotychczasowe mecze grupowe były bardzo wyrównane, a o zwycięstwach "biało-czerwonych” decydowały pojedyncze bramki.
– Jeśli chłopcy wypracują zdecydowanie większą przewagę niż 2-3 gole wtedy Bogdan Wenta może wpuścić Piotrka na boisko, choćby na jeden rzut karny, ale od czegoś trzeba zacząć. Jednocześnie życzę Kasie, żeby nie spuszczał z tonu aż do końca imprezy – przyznaje Zydroń.
Po piorunującym początku chyba nikt już nie ma złudzeń, że Polacy są w stanie sięgnąć nawet po medal z najcenniejszego kruszcu.
– To turniej, a wiadomo, że na takich imprezach przydarzają się słabsze mecze. Mam nadzieję, że tego nie doświadczymy. Dlaczego? Bo nasze strzelby nie rozstrzelały się jeszcze na dobre.
Jurasik czy Bielecki nie grają jeszcze tego, co tak naprawdę są w stanie zrobić na boisku. To oznacza, że powoli się rozkręcamy, więc będzie jeszcze lepiej – ma nadzieję Zydroń.