ROZMOWA z Piotrem Masłowskim, rozgrywającym piłkarzy ręcznych Azotów Puławy
• Założenia na miniony weekend były zupełnie inne: w rywalizacji do trzech zwycięstw to wy mieliście prowadzić 2-0.
– Nie udało się. Trzeba się jednak cieszyć, że wygraliśmy w niedzielę i wciąż jesteśmy w grze.
• Ale rozmiary zwycięstwa nie były przekonujące. Gdyby nie opanowanie Jana Sobola podczas rzutu karnego w końcowych sekundach, byłby remis i dogrywka. A wtedy wszystko mogło się zdarzyć?
– Zwycięstwo nie przyszło łatwo i nie było przekonujące. Ale najważniejsze, że w ogóle było. W niedzielę rano analizowaliśmy naszą grę z pierwszego spotkania. Zawiodła skuteczność, nie zdążaliśmy za kontrą MMTS. A co najważniejsze, popełniliśmy aż 21 prostych błędów. Po nich goście błyskawicznie na kontrowali. Taką ilością strat spokojnie można obdzielić trzy, a nawet cztery mecze.
• Pierwsze spotkanie pokazało, że chyba sparaliżowała was stawka tzw. małego finału. Tego nie było widać w poczynaniach waszych rywali?
– Z pewnością mieliśmy świadomość, że gramy o coś. Przed każdym otwiera się historyczna chwila, w postaci wywalczenia pierwszego w historii klubu medalu. To gdzieś siedziało w głowach. MMTS to bardzo doświadczony zespół, po którym nie było widać presji wyniku.
• Przegrywając w sobotę postawiliście się w trudnej sytuacji przed dwoma meczami w Kwidzynie?
– Skoro MMTS mógł wygrać jeden mecz w Puławach, to czemu my nie możemy zwyciężyć na jego parkiecie. Już w lidze i ćwierćfinale Pucharu Polski pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać na parkiecie rywala. Musimy okazać się lepsi w sobotę i szukać szans na zwycięstwo w meczu niedzielnym.
• Mało pocieszający może być fakt, że zespół z Kwidzyna lepiej gra na wyjeździe, niż na własnym parkiecie?
– Pokazał to mecz w ćwierćfinale w Mielcu ze Stalą oraz pierwszy półfinał w Płocku z Orlen Wisłą. Mamy tego świadomość. Przed nami kilka dni pracy, będziemy analizować błędy z pierwszej rywalizacji. Ważne, że już możemy trenować w komplecie, o czym nie było mowy ostatnio. Szanse na zdobycie medalu nadal trzeba oceniać po połowie, choć minimalną przewagę mają gospodarze.