Rozmowa z Ewą Wilczek, byłą szczypiornistką Monteksu Lublin i reprezentacji Polski
- W sobotę wspólnie z koleżankami, które w sezonie 2000/2001 wygrały rozgrywki Pucharu EHF, odebrała pani medal 700-lecia Miasta Lublin. Jak wiele znaczy dla pani to wyróżnienie?
– To bardzo miłe, że jeszcze ktoś o nas pamięta. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się takiego wyróżnienia.
- Jak pani wspomina tamten sezon?
– To były najwspanialsze momenty w mojej karierze. Życzę obecnym zawodniczkom Perły, żeby wywalczyły Challenge Cup. Byłyśmy drugim polskim zespołem po siatkarzach Płomienia Milowice, który wygrał europejskie trofeum. Puchar EHF był pod względem prestiżu drugim trofeum w ówczesnej piłce ręcznej. Dla nas był to puchar pocieszenia, bo wtedy w Lublinie wszyscy liczyli na Ligę Mistrzyń. Kiedy jednak przechodziłyśmy kolejne rundy, to coraz bardziej nakręcałyśmy się rywalizacją w Pucharze EHF.
- To dla piłki ręcznej były zupełnie inne czasy...
– Nasze pokolenie to prawdziwe dinozaury. Piłka ręczna była dla nas olbrzymią pasją. Nikt nie patrzył ile zarabiamy i czy w ogóle dostajemy jakiekolwiek pieniądze. Wychodziłyśmy na boisko, chociaż często bolała nas głowa czy miałyśmy złamany nos albo palec. Dzisiaj młodzież nie ma już w sobie takiej pasji. Nie mówię tu o zawodniczkach MKS Perła. Chodzi mi tu o najmłodsze pokolenie. Obecnie pracuję w Szkole Podstawowej nr 19 i widzę, że współczesna młodzież nie jest gotowa do walki w codziennym życiu.
- Dziś w piłce ręcznej są większe pieniądze, które są płacone regularnie. W pani czasach to nie było normą...
– Był sezon, że do połowy rozgrywek nie otrzymałyśmy żadnej wypłaty. Sport poszedł do przodu i dzisiaj pewne sytuacje są nie do pomyślenia. Na przykład fakt, że w kadrze grałyśmy za przysłowiową złotówkę.
- Jedna sprawa nie zmieniła się w porównaniu z pani czasami. Są nią fantastyczni kibice, którzy również w sobotę podziękowali wam za lata wzruszeń.
– To wspaniali ludzie, którzy co tydzień poświęcają swój wolny czas i zdzierają dla nas gardła. Widać ich na całym świecie, bo podczas transmisji z mistrzostw świata czy Europy niejednokrotnie da się zauważyć flagi Monteksu.
- Myśli pani, że obecny zespół Perły ma szanse nawiązać do waszych sukcesów?
– Poprzedni sezon nie był dla lublinianek udany. Ta ekipa potrzebowała świeżej krwi i ją otrzymała w osobie Kingi Byzdry. Ona jest takim wodzirejem, jak za moich czasów Wioletta Luberecka. Później jej rolę przejęła Dorota Małek. Aby wygrać europejski puchar, to trzeba wierzyć w końcowy triumf i mieć szczęście w losowaniu.
- Jakie ma pani obecnie związki z piłką ręczną?
– Pracuję w UKS Roxa Lublin. Razem z młodziczkami w poprzednim roku wywalczyłyśmy brązowy medal mistrzostw Polski.