Polki świetnie otworzyły niemiecką imprezę i wygrały ze Szwecją 33:30. Niestety, w niedzielę podopieczne Leszka Krowickiego niespodziewanie przegrały 25:29 z Czeszkami
Sobota była popisowym dniem Biało-Czerwonych. Polki, które na mistrzostwa świata dostały się tylko dzięki „dzikiej karcie”, nie były faworytkami konfrontacji z reprezentacją „Trzech Koron”. Od samego początku na boisku trwała ostra wymiana ciosów, w której, dzięki znakomitej Adrianie Płaczek, lepiej czuły się Polki. Liderką ich poczynań ofensywnych była natomiast Kinga Achruk. Zawodniczka MKS Perła Lublin zdobyła w całym spotkaniu aż 9 bramek. Odskoczyć od Skandynawek udało się dopiero po przerwie. W pewnym momencie przewaga naszych zawodniczek sięgnęła aż 7 bramek. Ostatecznie skończyło się na zwycięstwie 33:30 i rozbudzeniu apetytów kibiców. – Do tego zwycięstwa przyczynił się cały zespół. Podstawowy plan na Szwecję polegał na mocnej obronie oraz pewnych elementach w ataku. Oczywiście zdarzały się błędy, ale szybko je wyeliminowałyśmy. Sądzę, że dobrze poradziłyśmy z Isabelle Gullden. Zaraz po powrocie do szatni musimy zacząć regenerować siły i koncentrować się na Czeszkach - powiedziała na oficjalnej stronie Związku Piłki Ręcznej w Polsce Kinga Achruk. – Nie mieliśmy dużych faz przestojów. Odwrotnie, to my zmusiłyśmy Szwedki do szukania różnych rozwiązań. Graliśmy przeciwko zespołowi naszpikowanemu całą masą indywidualności. To zawodniczki światowej klasy. Pokazaliśmy walkę, która daje nam dużo nadziei przed następnymi meczami – dodał na stronie www.zprp.pl selekcjoner Biało-Czerwonych Leszek Krowicki.
W niedzielę po formie z poprzedniego dnia już nie było śladu. Wprawdzie pierwsza połowa meczu z Czeszkami dla Biało-Czerwonych była bardzo udana i podopieczne Leszka Krowickiego schodziły na przerwę prowadząc 15:12. W drugiej połowie szczypiornistki zza naszej południowej granicy zmieniły obronę i kompletnie zaskoczyły Polki. W 45 min był już remis 19:19, a później Czeszki zaczęły odjeżdżać Biało-Czerwonym. Ostatecznie wygrały 29:25 i po dwóch dniach mogą cieszyć się z kompletu punktów – dzień wcześniej pokonały 28:22 Argentynki. – Graliśmy naprawdę dobrze do ok. 45 minuty. Uciekliśmy na pięć bramek i trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na to, co się stało. Kolektywnie zaczęliśmy robić błędy, gubić piłki, nie mogliśmy znaleźć recepty na defensywę Czeszek, choć byliśmy na nią przygotowani i mieliśmy koncepcję. Nie umieliśmy jednak tego urzeczywistnić, graliśmy źle i zawiedliśmy w wielu momentach, które miały wpływ na wynik. Nie wiem, czy powodem był brak sił ze względu na dobre, mocne tempo. To nie Czeszki wygrały ten mecz, a my przegraliśmy. Jestem przekonany, że po dniu przerwy moje dziewczyny przystąpią zregenerowane do walki. Wierzę w mój zespół. Rywal cały czas grał swoje, a nam uciekała energia potrzebna do postawy, którą musieliśmy się wykazać w ostatnich, ważnych fragmentach meczu. Jesteśmy zawiedzeni, ale ten turniej dopiero się rozpoczyna. Mamy dwa punkty, wszystko przed nami, choć ta porażka będzie miała znaczenie – powiedział związkowemu portalowi Leszek Krowicki.
Kolejny mecz Polki rozegrają we wtorek o godz. 20.30, kiedy zmierzą się z Norweżkami.
Polska: Płaczek, Gawlik – Kudłacz-Gloc 6, Achruk 5, Janiszewska 4, Grzyb 3, Kobylińska 3, Drabik 2, Roszak 1, Zawistowska 1, Kozłowska, Lisewska, Urtnowska, Zych, Górna, Szarawaga.
Czechy: Satrapova, Muellerova, Kudlackova – Jerabkova 8, Luzumova 7, Mala 4, Setelikova 2, Zachova 2, Rysankova 2, Salcakova 1, Manakova 1, Kordovska 1, Hrbkova 1, Galuskova, Adamkova, Marcikova.
Sędziowały: Christiansen i Hansen (Dania). Widzów: 3000.