Przegrywając wyjazdowe spotkanie w Ostrowie Wielkopolskim Azoty Puławy nie wykorzystały okazji na wskoczenie na podium.
Rozgrywana od niedzieli do wtorku 17. kolejka spotkań była ostatnią w tym roku. Teraz nastąpi przerwa na potrzeby reprezentacji narodowej, która przygotowywać się będzie do styczniowych mistrzostw Europy w Niemczach.
Przystępując do meczu z Arged Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski puławianie mieli okazję do powiększenia dorobku punktowego. Ich najgroźniejszy rywal do trzeciego miejsca na podium Górnik Zabrze stracił komplet w Kielcach, gdzie gościł na boisku mistrza Polski Industrii. Podopieczni Tomasza Strząbały, czego można było się spodziewać, przegrali zdecydowanie 23:41. Taki wynik sprawił, że górnicy nie powiększyli swojego dorobku zatrzymując się na 34 punktach.
Przed meczem z Ostrovią Azoty miały na koncie o trzy punkty mniej od zabrzan. Wygrana była bardzo potrzebna, ale planu nie udało się zrealizować. Puławianie stoczyli zacięty bój z gospodarzami. Po pierwszej połowie przegrywali 16:20. Należy wspomnieć, że przez większą część tej odsłony to drużyna Azotów musiała gonić wynik i odrabiać straty. Rafał Przybylski i spółka rozegrali jedno ze słabszych spotkań. Bardzo źle wygląda gra w obronie, szczególnie w pierwszej połowie, z kolei w drugiej szwankował atak. Również bramkarze, szczególnie na początku, nie pomogli drużynie. Z piłką mijał się podczas nieudanych interwencji Gruzin Zurab Tsintsadze. Równie słabe wejście do bramki miał jego zmiennik Wojciech Borucki. Wychowanek puławskiego klubu „zaskoczył” z interwencjami na początku drugiej połowy broniąc trzy sytuacje sam na sam oraz rzut karny. Golkiper Azotów w końcu się „rozkręcił” i trzeba sprawiedliwie przyznać, że to za jego przyczyną drużyna Siergieja Bebeszki wciąż była w grze.
Puławianie stanęli przed zadaniem odrobienia strat, które w drugiej połowie wynosiły nawet siedem bramek. Na minutę przed końcową syreną Władysław Ostrouszko doprowadził do remisu 34:34. Chwilę później, za sprawą byłego rozgrywającego Krzysztofa Łyżwy, goście stracili 35. bramkę. Szczypiorniści Azotów mieli jeszcze szansę na doprowadzenie do remisu i rzuty karne. Źle jednak rozegrali ostatnią akcję i przegrali.
– Zagraliśmy słabo. Porażkę biorę na siebie, nie potrafiłem wykończyć ostatniej akcji – mówił po końcowej syrenie skrzydłowy Azotów Piotr Jarosiewicz.
Reprezentant Polski wziął winę za przegraną na siebie, co nie jest zgodne z prawdą. Mecz przegrał cały zespół. Zawodnicy przekonali się, że każdego rywala, szczególnie teoretycznie słabszego, nie można lekceważyć. Żadnego meczu nie da się także wygrać „na stojąco”, bez zaangażowania od początku do końca. Puławianie zdecydowanie za późno zabrali się do odrabiania strat i efekt był mizerny. Na korzystne spokojne rozstrzygnięcie spotkania zabrakło może kilkudziesięciu sekund, maksymalnie minuty.
Azoty zakończyły 2023 rok porażką. Zamiast spodziewanych trzech punktów, konto nie powiększyło się. Być może przegrana w Ostrowie Wielkopolskim odbije się czkawką w końcówce sezonu. Powracający od tego sezonu system play-off to okazja do ewentualnego wyboru rywala już w fazie ćwierćfinałów. Wyniki do końca sezonu zasadniczego mogą ułożyć się tak, że już w pierwszej fazie rywalizacji play-off przeciwnikiem puławian może być groźny Górnik Zabrze. Wynik niekonieczne musi być satysfakcjonujący dla podopiecznych trenera Bebeszki.