Rozmowa z Jerzym Witaszkiem, prezesem Azotów Puławy
- Pfadi Winterthur was czymś zaskoczyło, że przegraliście pierwszy mecz trzeciej rundy Pucharu EHF 25:29?
– Bardziej trafne byłoby stwierdzenie, że to my sami się zaskoczyliśmy tym, że nie potrafiliśmy wygrać tego spotkania. Początek mieliśmy bardzo udany prowadząc 10:6. Przez pierwsze 15 minut graliśmy bardzo dobrze i nie mieliśmy najmniejszych problemów ze sforsowaniem agresywnej obrony 3-2-1 przechodzącej w 3-3. W tym okresie Szwajcarzy nawet nie dopuszczali myśli, że mogą z nami wygrać. W pewnym momencie rywale przesunęli obronę na dziewiąty metr i z takim działaniem nie mogliśmy sobie poradzić. Oglądając to spotkanie z legendą świetności Wybrzeża Gdańsk Jerzym Nowakiem byliśmy bardzo zdziwieni taką nieporadnością naszej drużyny. Jeśli przez całe spotkanie gralibyśmy tak jak na początku pierwszej i drugiej połowy wygralibyśmy różnicą co najmniej 10 goli.
- Przestoje w pierwszej i drugiej odsłonie, które wam się przytrafiły, kosztowały porażkę…
– Trudno powiedzieć dlaczego zespół po dobrych 15, a nawet 20 minutach w każdej z części dwukrotnie łapał zadyszkę. Faktem jest, że coś takiego nie powinno się zdarzyć. W tym okresie naszym największym problemem było to, że oddawaliśmy rzuty z nieprzygotowanych pozycji. Nasze akcje nie były rozgrywane do pewnej piłki, podejmowaliśmy złe decyzje rzutowe.
- Można chyba zawyrokować stwierdzenie, że była to porażka na własne życzenie?
– Trudno się z tym nie zgodzić. Z naszej postawy na parkiecie można wyciągnąć takie wnioski. Za szybko chcieliśmy odrabiać straty i skończyło się to tragicznie. Widać było, że w grę drużyny wkradła się zwykła głupota. Nadmierny pośpiech, chaos nie były dobrymi doradcami i w debiucie zeszliśmy pokonani.
- Przegrywając 25:29 postawiliście siebie w trudnej sytuacji. Dopuszczacie myśl, że nie uda się odrobić czterech bramek straty?
– Jeśli zespół podejdzie bardzo poważnie i z pełną koncentracją do meczu rewanżowego to jesteśmy w stanie ograć rywali różnicą większą niż 10 goli. Nie możemy jednak pozwolić sobie na zbyt luźne podejście do doświadczonych Szwajcarów.
- A może zawodnicy chcieli dostarczyć swoim kibicom dodatkowych emocji. Pewne zwycięstwo w pierwszym spotkaniu, w perspektywie rewanżu we własnej hali, nie wzbudziłoby zbytniego zainteresowania. A tak, obiekt MOSiR przy al. Partyzantów wypełni się po brzegi?
– Niestety, nie jesteśmy w stanie powiększyć liczby miejsc na rewanż. W hali jest tylko 711 miejsc. Liczymy, że mimo takiego wyniku, nasi najwierniejsi kibice będą nas wspierać do walki o wejście do fazy grupowej.
- Jeśli nie odrobicie straty czterech bramek pierwszy z celów, czyli awans do fazy grupowej Pucharu EHF, w historycznym debiucie w tych rozgrywkach, nie zostanie osiągnięty…
– Sztab trenerski oraz sami zawodnicy zadeklarowali, że są w stanie wywalczyć dla klubu awans do kolejnego etapu tych europejskich rozgrywek. Nie mamy podstaw, aby poddawać w wątpliwość ich słowa. Wariantu o odpadnięciu, już na tym etapie, z Pucharu EHF nie bierzemy pod uwagę.