Rozmowa z Mateuszem Zembrzyckim, bramkarzem piłkarzy ręcznych Azotów Puławy i reprezentantem Polski
W ostatniej kolejce Azoty Puławy pokonały na wyjeździe Energę MKS Kalisz 28:23. W bardzo dobrej dyspozycji byli bramkarze obu zespołów.
- Rozegrał pan kiedyś już podobny mecz jak ten w Kaliszu?
– Spotkanie w Kaliszu zakończyło serię spotkań wyjazdowych. Dlatego otrzymaliśmy dwa dni wolnego, do zajęć powróciliśmy dopiero w środę. W tym meczu bardzo pomogła mi obrona. Koledzy grali bardzo dobrze i skutecznie w tym elemencie, dlatego i mnie łatwiej było w bramce.
- Momentami skuteczność bramkarzy: pana i Mikołaja Krekory z Energi była na poziomie ponad 50 procent…
– Trzeba tutaj pochwalić trenera Michała Skórskiego. Przed każdym meczem ma rozpisanych wszystkich zawodników przeciwnika, to w jaki sposób rzucają, w które miejsce bramki, jak wykonują rzuty karne. Podczas spotkania ważna jest też komunikacja pomiędzy bramkarzami i trenerem. Tak było przed rzutami karnymi, które wykonywał Michał Drej. Wiedzieliśmy, że lubi rzucać siłowo. Dlatego próbowałem do końca go wyczekać. Okazało się, że jedną siódemkę przestrzelił, a drugą obroniłem. Było wiele sytuacji sam na sam i udało mi się odbić rzuty rywali.
- Zrewanżowaliście się z nawiązką Energi MKS za porażkę u siebie we wrześniu 27:29…
– Był to mecz o sześć punktów. Trener Robert Lis nie musiał nas specjalnie motywować. Powiedział, że skoro oni wygrali u nas, to my musimy wygrać na ich terenie. Byliśmy skoncentrowani i żądni rewanżu.
- Zadebiutował pan w mistrzostwach Europy. Śni się panu rzut Siergieja Kosorotowa równo z końcową syreną dający Rosjanom remis 29:29, a odbierający Polsce zwycięstwo w drugiej fazie turnieju?
– Do końca zostały trzy sekundy, a wydawało mi się, że trwają minutę, może nawet dwie. Nikt z nas nie dopuszczał myśli, że w tak krótkim czasie Rosjanie zdołają oddać rzut. Wydawało mi się, że piłka po uderzeniu Kosorotowa leci…, nawet nie zdoła dolecieć do bramki. Gdybym rzucił się na nią jak bramkarz w piłce nożnej, to obroniłbym ten rzut. Skozłowała jeszcze na linii bramkowej i wpadła do siatki.
- W ME mogliście osiągnąć więcej niż tylko 12. miejsce?
– Szczególnie szkoda meczu z Niemcami. Gdzieś zeszło z nas ciśnienie. Niewiele też brakowało abyśmy zremisowali z Hiszpanią i zamknęli jej drogę do medali. Z Niemcami i Hiszpanią wyszedłem w pierwszej siódemce. Jeśli spojrzymy na okoliczności, które sprawiły, że mogłem zadebiutować w ME, to naprawdę jestem ogromnym szczęściarzem. Jeszcze podczas zgrupowania w Płocku rozmawiałem z trenerami Patykiem Romblem i Bartoszem Jureckim. Mówili, że widzą mnie w reprezentacji, ale jeszcze nie na tych mistrzostwach. Koledzy polecieli do Bratysławy, ja wróciłem do Puław z rozpisanymi ćwiczeniami. Potem pamiętamy, przez koronawirusa wypadł Adam Morawski, a ja razem z innymi kolegami zostałem wezwany na ME. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy ugrać więcej niż tylko wygrane z Austrią i Białorusią oraz remis z Rosją.