Lublinianki pokazały jednak potencjał i z czasem ich gra powinna wyglądać coraz lepiej
W normalnych okolicznościach na dziesięć spotkań z Artego Bydgoszcz, Pszczółka wygrałaby jedno, może dwa. Nie ma co się obrażać, takie są realia. W niedzielę okoliczności nie były jednak normalne. Tomasz Herkt miał do dyspozycji zaledwie siedem zawodniczek, w tym nastoletnią Klaudię Niedźwiedzką. Danesha Stallworth nie mogła zagrać z powodu kontuzji, Martyna Koc grała z urazem, szybko trzy faule złapała Anne Marie Armstrong, a w końcówce za pięć upomnień spadła Maurita Reid. Mimo tego lublinianki nie wykorzystały olbrzymiej szansy i uległy rywalkom 56:64.
Pszczółki oddawały mnóstwo niecelnych rzutów, przegrały też walkę na tablicach. W efekcie, do szatni schodziły przy wyniku 25:42. – Tak naprawdę nie wiem jak to wytłumaczyć. Zagraliśmy zupełnie bez energii. Nie chodzi tylko o obronę, gdzie straciliśmy 42 „oczka”, ale też i atak – to nie była nasza gra. Przegrywając 17 punktami nie jest łatwo to odrobić. Mieliśmy w drugiej połowie, powiedzmy były dwa takie momenty, w których złamać barierę 10 punktów. Jeszcze było tam 7 czy 8 minut do końca, ale niestety przestrzelony lay-up, faul 2+1 i niestety tego się nie udało przełamać – ocenił po meczu trener Krzysztof Szewczyk.
Pszczółka, podobnie jak Artego, też ma jednak swoje problemy. Sprawy osobiste załatwiała Aliyyah Handford, a Uju Ugoki długo nie mogła otrzymać wizy. Dlatego trener Szewczyk miał do dyspozycji pełen skład dopiero dwa tygodnie przed rozpoczęciem sezonu. Wspólnych treningów było mało, więc to normalne, że brakuje jeszcze zgrania i zrozumienia na parkiecie. Na domiar złego w niedzielę nie w pełni dyspozycji była także Tess Medgen. Reprezentantka Australii, typowana na największą gwiazdę lubelskiej ekipy, w niedzielę grała osłabiona zatruciem pokarmowym, a brak sił widoczny był gołym okiem.
Po przerwie lubelski zespół pokazał jednak potencjał, który daje nadzieje na kolejny udany sezon. Nie chodzi nawet o to, że udało się wygrać obie pozostałe kwarty i odrobić część strat, ale o indywidualne umiejętności, jakie zaprezentowały nowe zawodniczki. Uju Ugoka, najskuteczniejsza w niedzielnym meczu, pokazała nie tylko dużą siłę, ale i olbrzymią mądrość w grze. Do 17 punktów dorzuciła 13 zbiórek. Z kolei Handford kolejny raz udowodniła, jak szybką i mobilną jest zawodniczką. Zapisala na swoim koncie 14 „oczek” i siedem przechwytów.
Obie muszą jednak jeszcze dużo pracować nad koncentracją. Ugoka marnuje zbyt dużo rzutów osobistych (Z Artego skuteczność 7/12), a Handford irytuje prostymi stratami. W niedzielę miała ich tyle samo, co przechwytów. Teraz wszystko w rękach trenera Szewczyka, który w krótkim czasie z indywidualności musi zbudować zgraną drużynę.
– Możemy grać lepiej, ale to musi być takie zaangażowanie i taka gdzieś agresja jak w drugiej połowie. No i oczywiście wyeliminować błędy, przestrzelone rzuty, niepotrzebne straty. No nic, pracujemy dalej. Za tydzień jedziemy do Krakowa i będziemy się bili – zakończył szkoleniowiec Pszczółki.