Ekipa Tomasovii Tomaszów Lubelski zrobiła swoje i po bardzo wyrównanym meczu pokonała AZS AWF Warszawa 3:1.
- Może wynik oraz przebieg poszczególnych setów na to nie wskazują, ale naprawdę było to bardzo ciężkie i wyrównane spotkanie. W każdej z partii dziewczyny broniły niemożliwe piłki i głównie dzięki tej woli walki mogliśmy się cieszyć ze zwycięstwa. Przeciwnik zasłużył jednak na ciepłe słowa - ocenia szkoleniowiec Tomasovii.
Co ciekawe wyjazdowy maraton (cztery spotkania z rzędu) zespołu z Tomaszowa Lubelskiego wyraźnie zrobił swoje, bo tym razem halę gospodyń zdecydowało się odwiedzić liczne grono kibiców. I pewnie fani po tym co zobaczyli nie żałowali swojej decyzji.
O tym, że sobotnie zawody nie będą dla miejscowych spacerkiem przekonały się już po kilku akcjach, kiedy warszawianki prowadziły 5:0. Po chwili wszystko wróciło jednak do normy, bo tablica wskazywała kilka minut później wynik 5:5. W kolejnych fragmentach pierwszego seta więcej do powiedzenia miały podopieczne trenera Kaniewskiego, a pomogła im w tym świetna zagrywka. Efekt do zwycięstwo Tomasovii do 19.
Po drugiej partii, którą Marta Machoś i spółka wygrały 25:14, wydawało się, że kolejny set będzie jedynie formalnością. Przyjezdne zmieniły jednak taktykę i przeszły na ustawienie z dwoma rozgrywającymi, z czym gospodynie zupełnie nie mogły sobie poradzić. Dlatego musiały się pogodzić z oddaniem trzeciej odsłony na rzecz AZS AWF.
Kolejny set to już jednak dominacja gospodyń, które szybko wypracowały sobie kilka "oczek” przewagi i broniły jej skutecznie do ostatniego gwizdka.
Tomasovia Tomaszów Lubelski - AZS AWF Warszawa 3:1 (25:19, 25:14, 20:25, 25:19)
Przyjęcie kluczem do sukcesu Szóstki Biłgoraj
W Andrychowie zawodniczki trenera Pawła Wrzeszcza wygrały ostatecznie z MKS 3:1 i zakończyły zmagania w 2008 roku jako wiceliderki, a dodatkowo mogą się pochwalić serią aż siedmiu zwycięstw z rzędu.
- Mamy za sobą kolejne bardzo trudne zawody. Ciężko mi wytłumaczyć słabszą postawę w pierwszej partii. Chyba nie było chęci zwycięstwa z naszej strony. Na pewno rywalki mocno zaskoczyły nas również bardzo mocną zagrywką. Nie mogłyśmy sobie z nią poradzić. W kolejnych setach było już jednak coraz lepiej. Zaczęłyśmy sobie pomagać w przyjęciu i w efekcie przechyliłyśmy szalę na naszą korzyść - mówi Aleksandra Niemiec.
Co ciekawe to przyjezdne prowadziły w pierwszej odsłonie i to nawet... 6:2. Kolejne fragmenty zdecydowanie należały już jednak do gospodyń. Drugi set to z kolei zupełnie odwrotna sytuacja. To MKS wygrywał 6:1 i zanosiło się na sporego kalibru niespodziankę. W porę jednak zawodniczki trenera Wrzeszcza wzięły się ostro do pracy i kilka chwil później na tablicy wyników widniał już remis 7:7. W końcówce drugiej odsłony było nerwowo, ale to zespół z Biłgoraja cieszył się ze skromnego zwycięstwa (27:25).
Dwa ostatnie sety były bardzo wyrównane, ale więcej zimnej krwi w końcówkach zachowywały Paulina Peret i jej koleżanki. Teraz przed siatkarkami z Biłgoraja niemal tydzień wolnego. W sobotę zawodniczki spotkają się na treningu, a w niedzielę wybiorą się na turniej do Gliwic, gdzie będą miały okazję sprawdzić swoje możliwości na tle wielu silnych ekip.