Zawodniczki Tomasovii zafundowały sobie drugi z rzędu, a czwarty w tym sezonie, pięciosetowy horror.
- Znowu się nie pomyliłem, bo pojedynek z Nike naprawdę był niesamowicie ciężki. Przyjezdne mocno nas jednak zaskoczyły swoim składem. Pojawiły się u nas z trzema nowymi i bardzo doświadczonymi siatkarkami. Świetna robotę wykonła zwłaszcza ich libero, która broniła w nieprawdopodobnych sytuacjach. Mieliśmy nadzieję na trzy punkty, ale musimy się zadowolić dwoma - mówi opiekun ekipy z Tomaszowa Lubelskiego.
Przegraną w pierwszym secie gospodynie zawdzięczają zwłaszcza słabej zagrywce. Tomasovia zepsuła aż sześć serwisów i głównie, dlatego przegrała tą partię do 23. W drugiej odsłonie było już znacznie lepiej. Magdalena Bojko i jej koleżanki szybko objęły prowadzenie i konsekwentnie je powiększały.
W trzeciej partii problemem podopiecznych trenera Kaniewskiego okazał się atak. Co z tego, że więcej niż dobrze było z defensywą, skoro o ofensywie zbyt wielu miłych słów powiedzieć nie można. W efekcie przyjezdne były o krok od sprawienia niespodzianki, bo wygrały tą część meczu do 18.
Widmo porażki zajrzało w oczy miejscowym kibicom pod koniec czwartego seta. Wówczas tablica wskazywała skromne prowadzenie ekipy z Ostrołęki (20:22). W porę do pracy zabrała się jednak Edyta Gęśla, która najpierw złapała rywalkę na pojedyńczym bloku, a za chwilę wraz z Pauliną Głaz powtórzyła swój wyczyn. W ostatniej chwili udało się wyrównać stan spotkania. Tie-break przebiegał już pod dyktando Tomasovii, która szybko uzyskała bezpieczną przewagę i nie oddała jej do końca.
- Na tym spotkaniu pobiliśmy chyba rekord widowni, bo do naszej małej hali przyszło około 300 osób. Dramaturgii na pewno nie zabrakło, więc fani nie powinni narzekać. Nie ma, co ukrywać, że naszym celem jest utrzymanie i będziemy nadal do niego dążyć krok po kroku - dodaje trener tomaszowianek.