Wiele dobrego udało się zrobić przez ostatnie dwa lata w lubelskim „czarnym sporcie”. Kolejny sezon będzie pod tym względem przełomowy:
po niemal ćwierćwieczu Lublin powróci na mapę krajowej elity i będzie musiał odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości
Zasługujemy na najwyższą ocenę - te słowa trenera Dariusza Śledzia dosyć dobrze podsumowują tegoroczne dokonania Speed Car Motoru Lublin. Krótko, zwięźle i na temat.
W efektownym stylu
Do poziomu sportowego nie można mieć zastrzeżeń: drużyna przegrała zaledwie cztery spotkania, z czego trzy takie mecze w rundzie zasadniczej nie miały wpływu na układ sił w tabeli. Bolesna mogła być za to porażka w pierwszym starciu finałowym w Rybniku, ale żółto-biało-niebiescy wyszli z opresji obronną ręką i to w efektownym stylu.
W parze z wynikami zawodników szły także znakomite rezultaty kibiców: mowa o frekwencji na stadionie. Każdy, kto choć raz odwiedził w tym sezonie tor przy Alejach Zygmuntowskich, widział morze ludzi w żółtych koszulkach. To są już standardy ekstraligowe.
Nie wszystko poszło jednak tak, jak życzyliby sobie tego sympatycy drużyny. Poważną wpadkę zaliczył Oskar Bober, który wpadł na kontroli alkomatem. Nie tylko zaszkodził klubowi wizerunkowo, ale też osłabił zespół pod względem czysto sportowym. Zarząd musiał szukać dla niego zastępstwa w trybie awaryjnym. Druga sprawa to czerwcowy wpis Daniela Jeleniewskiego w mediach społecznościowych.
Kapitana zabrakło w awizowanym składzie na mecz z Arge Speedway Wandą Kraków, więc wyraził swoje niezadowolenie publicznie. Post jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął.
Negocjacje i telefony
Zawodnicy mają teraz trochę czasu na zasłużony odpoczynek, a do wytężonej pracy zabierają się działacze. Jest to bardzo gorący okres dla Jakuba Kępy, dyrektora sportowego klubu, który nie rozstaje się z telefonem. Syn legendy lubelskiego żużla Marka Kępy rozpoczął już negocjacje z tymi zawodnikami, których chciałby widzieć w składzie w przyszłym sezonie. Czeka go także wizyta w Ratuszu i rozmowa z prezydentem Krzysztofem Żukiem oraz z przedstawicielami Ekstraligi.
- Na ten moment nie mogę podać żadnych szczegółów. Prowadzimy rozmowy z zawodnikami i na pewno jest to dla nas bardzo intensywny okres - mówi nam krótko Jakub Kępa.
Trener Dariusz Śledź również przyznał, że skład musi się zmienić, żeby klub mógł na równi rywalizować z innymi drużynami z krajowej czołówki.
Szwed zżył się z Lublinem
Żużlowcem numer „jeden” do pozostawienia w zespole jest na pewno Andreas Jonsson, który przedłużył kontrakt. Szwed już podczas pierwszego spotkania z mediami przed tym sezonem deklarował, że będzie chciał się odbudować w Nice 1. Lidze Żużlowej, a potem powrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Wtedy jeszcze nikt nie zakładał, że Speed Car Motor Lublin zapewni sobie awans już w debiucie na zapleczu PGE Ekstraligi. Z kolei klub potrzebuje takiego lidera - „AJ” już w pierwszym spotkaniu z Orłem Łódź udowodnił, że dobrze radzi sobie pod presją wyniku. Przez cały sezon utrzymał stabilną formę i został najlepiej punktującym jeźdźcem ligi.
Co więcej, Szwed zżył się z Lublinem, co doskonale widać na jego fanpage’u na Facebooku, gdzie regularnie pojawiały się zdjęcia i wpisy dotyczące Motoru.
Lambert i Lampart
Fani „Koziołków” na pewno chętnie widzieliby w zespole także Roberta Lamberta. Można powiedzieć, że Brytyjczyk dorasta razem z klubem. Motor Lublin jest jego pierwszym zespołem w Polsce. Przygodę z żużlem w naszym kraju chciał zacząć od najniższego szczebla, a potem stopniowo zwiększać poziom trudności. W dwa lata udało mu się wskoczyć na sam szczyt, chociaż on sam planował jeszcze przez rok pojeździć na zapleczu PGE Ekstraligi. Przeskok między tym poziomem a Nice 1. Ligą Żużlową jest spory. Chociaż z drugiej strony, Lambert nie bez powodu jest porównywany do Taia Woffindena i na dodatek nosi pseudonim „Ruthless”, czyli „Bezwzględny”.
Ciężko wyobrazić sobie formację juniorską bez Wiktora Lamparta. Młodszy z braci zaliczył swój pierwszy pełny sezon i był jedną z kluczowych postaci w drużynie. To on był najlepszym młodzieżowcem w pierwszoligowej stawce, co udowadniał również w starciu z równie doświadczonymi kolegami z PGE Ekstraligi. Zdobył złoty medal Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, srebro Drużynowych Mistrzostw Europy Juniorów oraz srebro Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów.
Trybuny i światła
Zbudowanie składu to jedno, a dostosowanie się do wymogów Ekstraligi to drugie. Dotyczy to wielu aspektów funkcjonowania klubu, począwszy od składu, poprzez stadion, a na spikerach kończąc. Jeśli chodzi o zestawienie osobowe, to w każdym spotkaniu w najwyższej klasie rozgrywkowej szkoleniowiec może wystawić do walki ośmiu żużlowców, czyli o jednego więcej niż w niższych ligach. Pod numerem „8” (goście) albo „16” (gospodarze) będzie zawodnik rezerwowy - krajowy lub zagraniczny - który nie skończył 23 lat.
Obecnie Lublin nie ma stadionu, który spełnia wymogi PGE Ekstraligi. Największe zastrzeżenia są do czterech rzeczy. Po pierwsze, trybuny nie są w stanie pomieścić wystarczającej liczby widzów. Bilety na finał z ROW Rybnik rozeszły się błyskawicznie, był nawet dodruk wejściówek, a chętnych i tak nie brakowało. Oczekiwania są na poziomie 14-15 tysięcy miejsc.
Po drugie, będzie potrzebne mocniejsze oświetlenie. Mecze w krajowej elicie rozgrywane są w godzinach popołudniowych oraz wieczornych. Trzecia rzecz, to park maszyn, w którym robi się już dosyć ciasno. Zawodnikom przydałoby się więcej miejsca w boksach, a ich ekipom trochę przestrzeni do swobodnej pracy. Po czwarte, budynek nad trybuną główną, w której przebywają osoby funkcyjne, z sędzią zawodów na czele, pamięta lepsze dni.
Nowy stadion
Miasto ma czas do wiosny przyszłego roku na sprostanie wymogom Ekstraligi.
Co dalej?
Opcje są dwie: wybudowanie nowego stadionu, albo gruntowny remont obiektu przy Alejach Zygmuntowskich. W tym pierwszym przypadku w grę wchodzą dwie lokalizacje ciągnące się od ul. Jana Pawła II w kierunku obecnego toru. Miasto musiałoby jednak skorzystać z możliwości wykupienia tych gruntów, bądź ich zamiany. Czytelnicy Dziennika Wschodniego są w sprawie stadionu podzieleni: w internetowej ankiecie głosowało 1930 osób. 61.5 proc. głosujących jest zdania, że Lublin potrzebuje nowego toru. Natomiast pozostałe 38,5 proc. ankietowanych opowiedziało się za modernizacją istniejącego obiektu.
- Ja jestem za tym, żeby powstał nowoczesny stadion, który będzie spełniał wysokie standardy. Na starym obiekcie jest przede wszystkim zbyt mało miejsca w parku maszyn, brakuje też miejsc parkingowych i okazało się, że potrzebne są większe trybuny - wyliczał lubelski szkoleniowiec.
Spikerzy i budżet
Bardziej restrykcyjne wymogi dotyczą także, z pozoru błahych, szczegółów. Jako ciekawostkę można podać, że swój system pracy będą musieli zmienić nawet spikerzy zawodów. Przykładowo, do tej pory przedstawiali oni zawodników zgodnie z kolejnością, w jakiej ci byli zgłoszeni do meczu. W PGE Ekstralidze jako pierwsze musi paść nazwisko kapitana drużyny. Niby mała rzecz, ale trzeba o niej pamiętać.
Niezwykle ważny, jeśli nie najważniejszy, w całej układance jest budżet. Rozbieżności pomiędzy krajową elitą a zapleczem są w tym względzie znaczące. Osiem klubów ekstraligowych miało do swojej dyspozycji w sumie nieco ponad 66 milionów złotych. Z kolei ośmiu pierwszoligowców wyłożyło na stół około 20 milionów złotych. Według nieoficjalnych informacji, Speed Car Motor Lublin miał do swojej dyspozycji ponad 3 miliony złotych. Ten budżet trzeba będzie co najmniej podwoić, a wtedy klub będzie spokojny o swoje funkcjonowanie.